czwartek, 27 sierpnia 2015

O wyjątkowych drobiazgach

Jestem sentymentalna. Od dziecka zbierałam wszystko co popadło. Szafki uginały się pod ciężarem zabawek, a szuflady nie potrafiły pomieścić wszystkich drobiazgów. Od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Może tylko to, że dbam o moje drobiazgi z jeszcze większą pasją niż kiedykolwiek:) Jestem pod tym względem pedantką i lubię porządek. Do szczegółów i pamiątek mam szczególny sentyment. Niektóre rzeczy zalegały na dnie szafy przez wiele lat... Dopiero teraz wracają wspomnienia związane z tymi przedmiotami. Uważam, że nawet najmniejsze z nich kryją w sobie bardzo dużo. 

Przekonałam się o tym, kiedy z moją mamą robiłyśmy generalny remont w moim pokoju. Moja mama podobnie jak ja, lubi porządek. Ale to zupełnie inny rodzaj porządku, dlatego, że moja mama pozbyła by się najchętniej wszystkiego co niepotrzebne. Remont był idealną ku temu okazją:D Tyle, że ja niekoniecznie chciałam się wszystkiego pozbywać:D Kiedy tak segregowałyśmy wszystkie szuflady, wpadłyśmy na całą stertę pocztówek, kartek, obrazków... Moja mama zaczęła je przeglądać, stwierdzając, że trzeba te wszystkie starocie od razu wyrzucić. Po czym... znalazła kartę bożonarodzeniową od swojej cioci ze Stanów Zjednoczonych z 1974 roku. Chyba nie muszę mówić jaka była jej reakcja:) Od tej pory kartki leżą u mnie w szufladzie:) 

Może zbyt dużą wartość przypisuję tym wszystkim duperelkom. Jednak mało kto potrafi wyobrazić sobie jaką wartość ten duperelek będzie miał za 10 czy 50 lat. Ja doświadczyłam tego po śmierci mojego wujka. Wujek miał już swoje lata, ale wszyscy go uwielbiali. Zawsze siedział przy oknie, paląc najprawdziwszą w świecie fajkę. Lubiłam jego spokój i opanowanie. Był pierwszą tak bliską mi osobą, która odeszła. Gdy zmarł, moja mama zaczęła przekopywać komputer, by odnaleźć ostatnie zdjęcia z wujkiem. Tamtych zdjęć nigdy nie znalazłyśmy. Od tamtej pory zaczęłam inaczej patrzeć na fotografie. Zobaczyłam w nich coś więcej niż tylko obraz. Stąd moje zamiłowanie do zdjęć, które potrafią zatrzymać nie tylko obraz, ale i czas. A już całkowicie wariuję na punkcie dedykacji. Uwielbiam prezenty i pamiątki, które mogę podpisać. Napisać datę, cytat lub słowo od siebie. 

Zauważyłam, że oboje z M. mamy szczególne zamiłowanie do uwielbiania drobiazgów. Najlepszym na to dowodem jest cała sterta rzeczy, które zbierał przez te wszystkie lata bycia razem. Co chwilę zaskakuje mnie kolejną drobnostką odnalezioną po latach w plecaku bądź w szufladach. Już wiele razu wzruszałam się na ich widok. Drobiazgi mają niezwykłą moc uzdrawiania czasu.

W prawdzie dla niektórych wakacje się już kończą, ale może nie wszyscy mieli okazję zobaczyć nowy cykl filmów o miłości:) 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Razem i osobno

Pod koniec lipca M. wyjechał do pracy za granicę. Z tego zamieszania i mojej nieobecności na blogu zapomniałam o tym wspomnieć. Jeszcze tylko 15 dni i znów się zobaczymy. Z drugiej strony czuję żal, bo utraciliśmy pewien czas, który mogliśmy spędzić razem. Jeszcze ta pogoda... Taka piękna, słoneczna. Idealna, aby gdzieś pojechać, rozłożyć koc, ochłodzić się w wodzie... Czuję w środku niewyobrażalną pustkę. Ciągle żyję tymi 15 dniami, które pozostały. I nadzieją, że spędzimy gdzieś razem wspólny weekend. Bo taka propozycja padła i jest owiana jakąś niewyobrażalną tajemnicą. Próbowałam dowiedzieć się chociaż gdzie pojedziemy, ale nic z tego. O ile w ogóle pojedziemy. Chociaż powiem szczerze, że wyobraźnia zaczęła wariować:) Nawet nie chcę się temu opierać, bo to fantastyczne uczucie. Tym bardziej, że od kiedy M. wyjechał ciągle rozmawiamy o naszej przyszłości. Małżeństwo, rodzina, dom, praca... Wiadomo. 

Wzięło mnie na całego. Ostatnio wertowałam strony z pierścionkami zaręczynowymi z zawziętym postanowieniem, że w końcu znajdę mój wymarzony. Trochę głupie, ale która z nas tego nie zna? Oczywiście ideałem był pierścionek księżnej Cambridge, ale wolałam zejść na ziemię;) Tym bardziej, że co jakiś czas M. bombardował mnie pytaniami na ten temat. Jakie mi się podobają, jaki kamień, w jakim stylu... I inne tego typu rzeczy. Chciałam mu po prostu go pokazać. Tak byłoby najprościej:) Jednak nie znalazłam nigdy takiego, który odzwierciedlałby dokładnie TEN WYMARZONY PIERŚCIONEK. Sam podsyłał różne zdjęcia. Czasem w takiej ilości, że już wariowałam. Dopiero ostatnio. Znalazłam! Był dokładnie taki jak chciałam. Urzekł mnie niesamowicie. A potem zobaczyłam cenę. Tylko 20 tysięcy złotych:D Koniec końców pewnie będzie zupełnie inny. I znając życie popłaczę się jak głupia, bo będzie tak piękny i tak wymarzony jak nigdy dotąd. Bo z miłości. A tak zupełnie odbiegając od tematu... Stwierdzam, że wyczekiwanie jest fantastyczne! Jeśli Pan Bóg pozwoli to za 3 lata o tej porze prawdopodobnie będziemy już małżeństwem;)


piątek, 14 sierpnia 2015

Wesele, wesele i po weselu

Jutro minie 3 tygodnie od ślubu mojej przyjaciółki. Tyle razy zabierałam się do napisania tej notki. W pewnym momencie przestałam liczyć kolejne próby sklecenia choćby jednego zdania. Dzisiaj opiszę Wam moje wrażenia i przemyślenia z tego dnia:) 

Przyznam, że emocje były niesamowite. Obudziłam się z lekko ściśniętym żołądkiem:D Chodziłam i tylko zastanawiałam się co czuje moja przyjaciółka, co dzieje się w jej domu, co robi... Atmosfera była tak przyjmująca. Momentami, czułam się jak w dniu własnego ślubu. Nie wiem jak to jest. Nie znam tego uczucia. Mogłam się jedynie domyślać:) Na początku postanowiliśmy, że pójdziemy do domu Panny Młodej. Takie były wstępne plany, jednak zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Nie chcieliśmy robić zbędnego zamieszania, dlatego poszliśmy od razu do Kościoła. Na ślubie było kilka momentów kryzysowych:D Nie ukrywam, że zakręciła się łezka w oku ze wzruszenia;) Całą ceremonię zepsuła jedynie homilia księdza. Widać, że był zupełnie nieprzygotowany. Nie wiedział nawet jak ma na imię Pan Młody. Kazanie też obracało się głównie wokół polityki i najgorszego zła jakie jest na świecie. Wolę pominąć ten wątek...
Potem przyszedł czas na życzenia i wesele. Powiem szczerze, że akurat wesele totalnie nie było w moim stylu. Zabawa z remizie, kucharka, rzeźnik, dekoracje, załatwianie każdej sprawy samemu... Kto chociaż raz miał okazję być przy organizacji takiego wesela to wie, co mam na myśli. Ja miałam okazję być 3 razy. I ostatnią rzeczą, którą chciałabym robić na tydzień przed ślubem to stać w kuchni przy sałatkach, plackach i wędlinach. Najgorszy w tym wszystkim był brak klimatyzacji. Na zewnątrz było wtedy ponad 30 stopni. Przyszliśmy po życzeniach na miejsce, a tam żadnej różnicy temperatur! Nikt nie miał ochoty na jedzenie przy takim upale, nie wspominając o tańcach. Sala do tańczenia była zupełnie na innym piętrze, pod samym dachem. Po jednej piosence woda lała się z nas ciurkiem. W sali do siedzenia zamiast krzeseł, ustawione były długie, drewniane ławki bez oparcia. Ogólnie miałam wrażenie, jakby to były trzy wesela w jednym miejscu. Część gości była w sali tanecznej, część w sali do siedzenia a część na polu. Najgorsze było to, że Para Młoda przez kilka godzin nie była obecna na weselu. Przyjechali z plenerowych zdjęć już po zmroku. Miałam wrażenie, jakby ślub był tylko dodatkiem do tej ogromnej, wiejskiej imprezy. Dopiero po tym weselu uświadomiliśmy sobie z M. jakiego wesela chcielibyśmy uniknąć. Wesele weselem... Było jak było, ale akurat ja najbardziej cieszę się, że mogłam być na tym ślubie. Bo to właśnie ten moment był najważniejszy. Po tych wszystkich wrażeniach coraz bardziej zaczęłam tęsknić za naszym ślubem:) Mimo tej całej niechęci do wesela i weselnych zwyczajów, które aż przytłaczają człowieka, chciałabym aby kiedyś taki dzień mógł mieć miejsce. Aby było kameralnie, bez rozdmuchiwania, bez niepotrzebnego stresu. Tak po prostu.