wtorek, 29 lipca 2014

Mania ślubowania

Znowu ogarnęły mnie myśli o ślubie. Z jednej strony tak nierealnego i nierzeczywistego, ale z drugiej strony tak bardzo wymarzonego. I nawet nie chodzi o to, że po raz kolejny mam pretensje do świata, że tego ślubu zwyczajnie nie będzie. Przynajmniej w przeciągu najbliższych 4 lat. Marzy mi się, nic więcej.

Suknie ślubne, zaproszenia, kwiaty, obrączki... Przewertowane następne strony, by zaledwie przejrzeć. Nie wiem nawet po co. Ot tak, zapewne. By przez chwilę pomyśleć, pomarzyć sobie. Naiwne to i głupie, ale, która z Was tego nie zna?

A później przychodzi moment kiedy zaczynam pukać się w głowę. Przecież mam takie szczęście obok siebie. Mężczyznę, który stara się jak tylko może. Może nie warto po raz kolejny wkurzać go swoimi gadkami o zaręczynach i ślubie? Może lepiej być cierpliwą. Bardziej cierpliwą. By w końcu dojrzeć do tej decyzji tak na serio.

piątek, 25 lipca 2014

Bagno

Jestem od Niego coraz dalej. Nie mam siły nawet na wieczorną modlitwę. A może chęci? Za to mam ogromne wyrzuty sumienia. Zupełnie nic nie czuję... Wszystko jest ode mnie takie dalekie i obojętne. Nie poznaję siebie. Najgorsze, że to już kolejny raz. I kolejny raz w okresie wakacji. Nie chcę usprawiedliwiać się obowiązkami w domu, pomaganiem mamie czy innymi rzeczami, bo to głupie. Czuję się taka pusta w środku i taka wypalona. Nawet Msza Św. umyka mi niepostrzeżenie. Nie czuję jej. I z jednej strony chciałabym jak najdłużej zostać w domu, ale z drugiej... Kiedy pomyślę o tym wszystkim, mam ochotę wracać. Chcę wrócić do świata gdzie mogę bez powodu wstąpić do Kościoła, gdzie mogę czuć się w nim swobodnie, gdzie mogę iść na "moją Mszę", gdzie nikt nie wytknie mnie palcem, nie będzie zwracał uwagi na ubiór, na moje słabości... A modlitwa? Mam wrażenie, że im bardziej jestem samotna, tym bardziej jest mi bliska. A im więcej rzeczy zaprząta mi głowę, tym bardziej o niej zapominam. Ale to obłudne. Nie chcę tak dłużej. Wiem, że taka nie jestem. Ty wszystko możesz, więc pomóż mi wyjść z tego bagna.

wtorek, 15 lipca 2014

Mogę wszystko

M. ewidentnie wybił mi z głowy marudzenie i zamartwianie się. No w końcu po tylu próbach musiało mu się udać. Tyle wytrwaliśmy, to i tę próbę przejdziemy. Zresztą jest Ktoś, kto nie pozwoli nam zwątpić, poddać się i przestać walczyć o miłość. Mimo wszystko, bo przecież "Miłość wszystko przetrzyma". A ja wierzę w tę miłość, tę która może wszystko.


Mój ukochany. Stara się, widzę to i doceniam. Może nawet niedoskonale, ale doceniam. Wiele się zmienia w naszej relacji. I to nie tylko ze względu na wyjazd. Widzę różnicę w nas samych. Porównuję jak wyglądały nasze randki jeszcze rok temu, a jak teraz. Obserwuję jak się zachowuje, co mówi, podpatruję jego gesty. Nasz związek ewoluował razem z nami. Te kilka tygodni, które minęły były cudownym czasem. M. musiał się mocno postarać, aby tak się stało. Naprawdę, nigdy nie widziałam go tak zaangażowanego w nasze randki:) I czuję, że znów coś kombinuje na następny weekend. Nie mam wątpliwości, że znów będzie cudownie i że wymyśli coś niepowtarzalnego. Coraz bardziej mnie zaskakuje. I chyba dopiero teraz zdaję sobie z tego sprawę. Jak dobrze, że jest...

niedziela, 13 lipca 2014

Trudno tak

Pewne jest, że aż cały miesiąc spędzimy osobno. Nie wyobrażałam sobie tak beznadziejnego scenariusza, naprawdę. Ale skoro tak musi być...


M. oczywiście robi wszystko abym przestała się zamartwiać i zaczęła cieszyć tym co jest. Wiem, że ma rację. Jest w tym wszystkich chyba bardziej dojrzały niż ja. I chwała Bogu za to. W gruncie rzeczy to on powinien być rozczarowany, bo to przecież ja spaprałam sprawę i nasze plany na wakacje. A tak naprawdę to nie ja, ale daję sobie spokój, nie chcę nikogo obwiniać. Musimy dobrze wykorzystać ten czas, który nam pozostał. Musimy. Już nawet zaczęliśmy.

sobota, 5 lipca 2014

Czystość przedmałżeńska

Przez pewien okres czasu na wielu blogach przewinął się temat czystości przedmałżeńskiej, którego ja osobiście nie chciałam podejmować. Jednak ostatnio "coś mnie tknęło". Może komuś to pomoże w walce o czystość, tak jak mnie kiedyś pomagały posty innych i w gruncie rzeczy nadal pomagają.

CHCEMY CZEKAĆ. Rozmawialiśmy o tym już wiele razy i nadal rozmawiamy, mimo "oczywistej oczywistości". Wiemy dlaczego chcemy wytrwać do ślubu i czego oczekujemy od siebie nawzajem w tej kwestii. Kiedy zaczęliśmy być ze sobą myślałam: "Kurde, przecież każdy facet tego chce. Nie ma szans abyśmy wygrali." Myliłam się. I Bogu dziękuję za takiego faceta. Takiego, który jest odpowiedzialny za nas i konsekwentny w tym co robi. Który rozumie i stara się jak najlepiej. Nie traktujemy czystości jako męczarnię czy katorgę, choć wiem, że spora część społeczeństwa tak właśnie czystość postrzega. Dla nas czystość jest po prostu darem, który możemy dać drugiej osobie. Nie ma sensu rozwodzić się nad "za i przeciw" lub "dlaczego warto współżyć przed ślubem bądź nie", bo każdy uważa inaczej wedle własnego sumienia. Dla nas wielką wartość ma przede wszystkim wiara i nie wyobrażamy sobie zjednoczenia bez sakramentu.

No dobra. Było kolorowo, więc czas teraz ściągnąć optymistyczne, różowe okulary. Niby wszystko jest przegadane, niby wiemy czego chcemy, wyznajemy pewne zasady i wartości, ale kiedy stykamy się z rzeczywistością bardzo łatwo o upadek. Jesteśmy ludźmi, którzy upadają i nic na to nie poradzimy. Naszym obowiązkiem jest jedynie walka i jestem dużo bardziej silniejsza w tej walce dzięki Wam. Tak, tak, dzięki Wam:) Pamiętam, że zanim zaczęłam swoją przygodę z blogowaniem moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Kiedy po raz kolejny zrobiliśmy krok za daleko, kiedy po raz kolejny w miesiącu klękałam do spowiedzi zdenerwowana i kiedy wydawało mi się, że ten problem nikogo innego nie dotyczy, jednocześnie czułam się jak wrak człowieka. Wielokrotnie zastanawiałam się czy jeśli rzeczywiście dojdzie do ślubu to będzie on miał jakikolwiek sens, skoro tyle razy powtarza się tradycyjny scenariusz: upadek-spowiedź-upadek-spowiedź. Tak samo wiele razy zastanawiałam się co będzie jeżeli rozstaniemy się z jakiegoś powodu i jak będę się czuć wiedząc jak blisko byliśmy ze sobą. Bo to nasz pierwszy związek tak na serio.

I wtedy zaczął się blog i czytanie blogów innych osób. Zobaczyłam zupełnie inne spojrzenie na czystość przedmałżeńską a przede wszystkim bardziej zdrowe podejście do tematu, który do tej pory nazwałabym "fanatyzmem czystości za wszelką cenę z ustalaniem granic co do milimetra". Na szczęście leczę się z tego myślenia. Owszem musimy się starać, walczyć, panować nad sobą, ale ważna jest też świadomość upadku. I tego, że kiedy ten upadek nas dotknie, jest dla nas szansa. Choćbym 50 i 100 razy miała się podnosić, trzeba powracać do Niego, do kratek konfesjonału. No i oczywiście wyleczyłam się w stu procentach z myślenia, że "ten problem tylko nas dotyczy", bo w praktyce dotyczy on chyba każdego związku. Zrozumiałam też, że zjednoczenie z drugą osobą wcale nie jest czymś "ble", a wręcz przeciwnie. Jest tak piękną i wspaniałą rzeczą, że aż prosi się by czekać do ślubu:)

Nie będzie łatwo, wiem o tym. Przed nami jeszcze wiele miesięcy bez ślubowania, także walka będzie ciężka. Ale sporo mam w sobie siły i większa jest moja świadomość. Wiem, że On mnie wspiera i Jego ramiona zawsze są otwarte.

środa, 2 lipca 2014

Rozczarowanie

Tak bardzo cieszyłam się na te wakacje, tyle miałam planów, każdy dzień był od miesięcy wyczekiwany... A teraz okazuje się to wszystko jednym, wielkim nieporozumieniem. Mieliśmy mieć z M. dla siebie prawie 3 miesiące, a okazuje się, że zostanie nam jedynie 2. Jeden miesiąc wyjęty z życia. Dla innych to nic. Dla nas to AŻ miesiąc. W ciągu roku akademickiego widzimy się nieczęsto. Jesteśmy w dwóch różnych miastach zajęci studiami, więc wakacje to dla nas coś naprawdę cennego. Nie potrafię zrozumieć dlaczego oni mi to robią. W głębi duszy łudzę się, że nigdzie nie wyjadę, ale rozum sprowadza mnie na ziemię. Niestety.

wtorek, 1 lipca 2014

Być jak mocne drzewo

Szmat czasu za nami, a ja za każdym razem kiedy mamy się spotkać przerabiam nogami, spoglądam na zegarek, wariuję ze zdenerwowania i cuda wianki. A kiedy wiem, że czeka nas rodzinne spotkanie chociażby w święta, to już koniec. Takie sytuacje zupełnie mnie destabilizują, w porównaniu z moim M., który o dziwo idealnie się w takiej sytuacji odnajduje. No i wtedy czuję się jak taka sierotka Marysia zagubiona przy stole. To wszystko jest takie... dziwne i stresujące. Mój M. wbrew pozorom też się stresuje, czuję to i widzę po nim. I chciałabym chociaż na pocieszenie usłyszeć, że u Was też tak było. I minęło.


Chciałabym być takim mocnym drzewem, które dzięki swoim słabościom nabiera siły. I nawet jeśli czasem za bardzo się wszystkim przejmuję to niech to będzie tym korzeniem który utwierdza.