niedziela, 29 listopada 2015

sobota, 21 listopada 2015

O potędze snów i dojrzałości

Szłam ulicą z moją współlokatorką i za wszelką cenę chciałam ukryć mój pierścionek zaręczynowy. Wiele razy mówiła, że kolejne zaręczyny przyprawiają ją o depresję, a ona ciągle jest sama... I wtedy sięgnęłam do torebki, a ona go zobaczyła. Stanęłyśmy na środku ulicy, a ona patrzyła na mnie takim okrutnym wzrokiem... Czułam się jak na celowniku. Miałam wrażenie, że widzę mój pierścionek pierwszy raz w życiu. Był taki dziwny. Zupełnie do mnie nie pasował. To nie był pierścionek moich marzeń. Wszędzie miał mnóstwo sztucznych kryształków. Nie było nawet widać, czy to żółte czy białe złoto... Wtedy sen się urwał.

Tygodnie mijają. Czasem jest naprawdę ciężko o wolną chwilę dla siebie. Sporo zajęć i obowiązków. W tym wszystkim czuję się zmęczona, a jednocześnie zadowolona. Minęły 2 miesiące mojego podwójnego studiowania. Mam wrażenie, że sporo się zmieniło. Każdą chwilę między zajęciami wykorzystuję maksymalnie, choć kiedyś było zupełnie odwrotnie. Uczę się także organizacji czasu i dyplomacji, która przydaje się nie tylko na studiach, bo również w życiu codziennym. Czasem mam luźniejszy weekend i mogę po prostu zająć się sobą. Pomalować paznokcie, posłuchać ulubionej muzyki, obejrzeć film, poczytać coś ciekawego... Właśnie teraz mam taki weekend. 

Jednak zdarzają się dni, kiedy przychodzę po całym dniu zajęć i marzę, aby zjeść, wykąpać się i pójść spać. Kiedy marzę o chwili ciszy i odprężenia. O momencie na skupienie myśli i modlitwę. Najczęściej jest tak, że przychodzę po całym dniu zajęć a moja współlokatorka zaczyna opowiadać mi swój cały dzień i wszystkie nowinki wyczytane w Internecie, słuchając przy tym rockowej muzyki... Mimo zmęczenia, zawsze staram się ją wysłuchać. Staram się znieść muzykę, której nienawidzę. Staram się doradzać kiedy ma problemy czy gorszy humor... Jednak są takie momenty, kiedy wszystko drażni i uwiera... Organizm odmawia posłuszeństwa i nawet uważne wysłuchanie tego drugiego człowieka jest ogromnym wyzwaniem. Lubimy się i przyjaźnimy, ale coraz częściej zaczynam marzyć o własnym kącie. Starzeję się? Moja przyjaciółka ze studiów twierdzi, że szybciej dojrzałam... Jeśli wszystko pójdzie pomyślnie, to za 1,5 roku będę kończyła studia. Tylko 1,5 roku... Ostatnio dotarło to do mnie bardzo głęboko.

P.S. Pisałam już, że oczarowała mnie ostatnia płyta zespołu LemON? Jest przepiękna!

poniedziałek, 9 listopada 2015

Co dalej?

Chyba nie lubię tego czasu. Z jednej strony wiem, że zbliża się zima. Chociaż z drugiej strony widzę puste patyki na drzewach, które próbują udawać, że jesień jeszcze trwa. Z trzeciej strony wciąż mam w głowie obraz listopadowych, rozświetlonych i ukwieconych cmentarzy. Jednak z czwartej strony świat bombarduje nas świątecznymi ozdobami, które totalnie kłócą się z całą resztą. Nic do siebie nie pasuje. Ja też w środku jestem taka niepoukładana. Wszystko się we mnie kłóci. Ostatnio tyle we mnie niepewności i zwątpienia.

Widziałam się wczoraj z Justyną. Mogłabym całe życie siedzieć z nią i rozmawiać przy herbacie. Mam wrażenie, że rozumie mnie jak nikt inny. Chociaż między nami nie zawsze było kolorowo. Był moment kiedy nasza przyjaźń była jednym wielkim dystansem i udawaniem. Wczoraj rozmawiałyśmy o wszystkim. I właśnie chyba dlatego wróciłam taka przybita. Bo wróciłam do świata, w którym nie mogę z każdym o wszystkim pogadać. Mam wrażenie, że zazdroszczę jej totalnie wszystkiego. Przygotowań do ślubu, relacji z narzeczonym, pracy, studiów, planów na przyszłość, mieszkania, przyjaciół...Nawet tego, że dojeżdża na uczelnię z drugiego końca miasta. Wiem, że to niesamowicie głupie... 

Zastanawiam się, co musiałoby się stać, abym poczuła się taka lekka i szczęśliwa? Dziś obudziłam się jakaś poddenerwowana, sama nie wiedząc czemu. Nie wiem co będzie dalej. Ostatnio rozmawialiśmy z M. o naszych dalekosiężnych planach na "po ślubie". Gdzie będziemy szukać pracy, co będziemy robić, gdzie będziemy mieszkać... Jeszcze kilka miesięcy temu powiedziałabym, że mamy plan i wszystko jest ustalone. Jednak teraz mam wątpliwości. M. chce abyśmy poszukali swojego szczęścia w Krakowie. Do niedawna byłabym zachwycona, a teraz mam poważny mętlik w głowie. Może lepiej zostać w Rzeszowie? Być może nie zarobimy tyle co w Krakowie, ale będziemy bliżej domu, może nawet wybudujemy swój własny dom. Justyna z narzeczonym właśnie w Rzeszowie będą szukać swojego miejsca... Ceny działek pod Krakowem mnie przerażają. Za taką cenę w moich stronach można wybudować 2 a może nawet 3 domy! Natomiast coraz częściej chodzi mi po głowie wersja: Warszawa. Wiem, że M. myślał kiedyś o Warszawie, ale ja skutecznie wypleniłam ten pomysł. Dzisiaj sama nie wiem co o tym myśleć... Z jednej strony wiem, że mielibyśmy duże szanse na pracę w Warszawie. Po moich studiach miałabym szansę na naprawdę ciekawą pracę. Ale z drugiej strony boję się, że Warszawa mnie przytłoczy. W dodatku to spory kawałek w nasze dziewicze tereny. No i moglibyśmy raczej pomarzyć o własnym domu... Może za bardzo wybiegam w przyszłość. Może za bardzo próbuję wszystko w głowie sobie poukładać. Ale czuję taką pustkę i niepewność... Co dalej? Czy jest jakieś miejsce, które czeka właśnie na nas? Czy jest w ogóle takie miejsce? Czy całe życie będziemy się tułać?

środa, 4 listopada 2015

Zakładka ULUBIONE

Mam nadzieję, że pamiętacie jeszcze Justynę. Tak, tak... To ta sama dziewczyna, której oświadczył się chłopak po kilku miesiącach znajomości. Ostatnio w końcu się spotkałyśmy. Bałam się tego spotkania. Sama nie wiem dlaczego. Wiedziałam, że data ślubu jest ustalona i przygotowania zaczynają nabierać jakiś kształtów. Gadałyśmy dobrych kilka godzin. Bałam się niepotrzebnie. Naprawdę brakowało mi tych naszych rozmów. Tak szczerych i spokojnych. Takich rozmów, gdzie nikt nie przerywa gdy mówię. Takich rozmów, gdzie mogę wysłuchać drugiej osoby. Takich rozmów gdzie mogę powiedzieć co myślę. W końcu mogłyśmy bez skrępowania ponieść się radości z tych wszystkich wspaniałych rzeczy, które dzieją się w jej życiu. Rozmawiałyśmy o wszystkim. O rzeczach poważnych i mniej poważnych... Okazało się, że mamy bardzo podobną wizję ślubu i wesela:) Delikatna sukna, nieidealnie ułożone kwiaty, romantyczna fryzura, zdjęcia z duszą, kameralny ślub i cała masa innych drobiazgów... Chyba rozumiemy się w tej materii jak mało kto. 

Chociaż gdy opowiadała mi o tym wszystkim, nagle poczułam takie ukłucie. Od lat na moim komputerze w zakładce ULUBIONE, leży sterta ślubnych i weselnych inspiracji. Zdjęcia, filmy... Leżą przykurzone i czekają na swój czas. A tu nagle okazuje się, że ta moja wizja, wcale nie jest tylko MOJĄ wizją. Poczułam się ogołocona z moich marzeń. Z tego wszystkiego na co tak z utęsknieniem czekałam. Jednak mimo tego ukłucia w sercu, myślę sobie, że ta nasza rozmowa była ogromnym... błogosławieństwem. Wokół siebie mam mnóstwo koleżanek, z którymi nie rozmawiam na tematy związkowo-narzeczeńsko-ślubne. Gdy ostatnio powiedziałam mojej współlokatorce, że chciałabym już zostać narzeczoną, to spotkałam się ze zdziwieniem: "Ale jak to? Naprawdę chciałabyś już teraz? Tak szybko? Ja to do 30 będę czekać, bo praca, bo coś tam... Bo moja siostra wyszła za mąż w wieku 23 lat i żałuje..." Czasami po prostu nie ma z kim pogadać... Moja współlokatorka nigdy nie była w poważniejszym związku, więc inaczej podchodzi do niektórych spraw. Jest takie powiedzenie... Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Gdy ostatnio zaręczyła się jej koleżanka ze studiów to wróciła zdołowana i powiedziała: "Jeśli się kiedyś zaręczysz to nawet mi nie mów, bo już zupełnie wpadnę w depresję..." Zaczęłam wtedy wyobrażać sobie ten moment. Komu powiem? Do kogo zadzwonię z nowiną? Kto się naprawdę ucieszy? A może będę musiała omijać szerokim łukiem ten temat, by przypadkiem kogoś nie urazić naszym szczęściem? Smutne to wszystko...

To spotkanie było... błogosławieństwem. Ta rozmowa była błogosławieństwem.

P.S. Ostatnich kilka dni było cudownym czasem. Nie wiedziałam, że mam takiego troskliwego mężczyznę. A mój jakże troskliwy mężczyzna odkrył pewną piosenkę, której przez ostatnie dni nie dawał spokoju:) Chyba tęsknię...