środa, 20 listopada 2013

Ostatnie 2 miesiące pod lupą

Biorąc pod lupę jakieś ostatnie 2 miesiące mojego życia widzę ogromną różnorodność tego co się w tym czasie wydarzyło. Reasumując...

Wróciłam z Chorwacji, gdzie było cudownie i miałam ochotę zostać tam całe życie. Na pewno poświęcę temu osobny post.

Oczywiście mimo cudownego wyjazdu moją głowę zaprzątała nieszczęsna poprawka egzaminu. Bardzo się przejmowałam, tak bardzo, że nie miałam nawet sił na naukę. W końcu nadszedł dzień poprawy i jakieś ponad 200 km w drodze na wydział. Miałam ogromne wyrzuty sumienia względem moich rodziców. Pojechali ze mną, wstali bardzo wcześnie rano, przeze mnie stracili swój czas, pieniądze i nerwy. Nie darowałabym sobie gdyby się nie udało, ale... udało się:) Poczułam niesamowitą ulgę oddając w dziekanacie indeks. 

Kiedy wracałam do domu wydawało mi się, że jeszcze tyyyle czasu odpoczynku, a do nowego roku akademickiego tak daleko... Hm, no i tutaj życie wylało na mnie kubeł zimnej wody, bo spojrzenie w kalendarz uświadomiło mnie, że pozostało mi jakieś 8 dni w zaciszu i spokoju mojej rodzinnej miejscowości. No i znowu zaczęło się. Wewnętrzne dylematy, niepokój i obawa przed tym co będzie. "Dlaczego ja zawsze muszę się tak o wszystko troszczyć, przejmować...?!"- pytałam siebie samą. Modliłam się w duszy o dobrych ludzi wokół mnie, o moje przyszłe współlokatorki, które miałam dopiero poznać, o przyjaźń i aby ten czas studiów był owocnym czasem. Z dzisiejszej perspektywy, kiedy patrzę na dziewczyny, z którymi mieszkam myślę, że jest dobrze:) Każda z nas jest zupełnie inna, każda ma swoje zajęcia i swoje życie, ale poznajemy się, a co najważniejsze rozmawiamy ze sobą i to nam ułatwia. Jest czas na naukę, ale i na oglądanie filmów czy pogaduszki. Stwierdzam, że jest dobrze, choć nie chcę zapeszyć. Podejrzewam, że wiele z Was pamięta jak wyglądała moja sytuacja rok temu i moje relacje z byłymi współlokatorkami. Jeśli pamiętacie, to wiedzcie, że świat obrócił się o 180 stopni.


Kolejna rzecz, o której chcę Wam powiedzieć poniekąd wiąże się z tym, o czym kiedyś też Wam pisałam a mianowicie, o mojej bardzo bliskiej koleżance, która miała ze mną mieszkać w tym roku akademickim i mając już zarezerwowane miejsce ze mną w pokoju, wolała poszukać sobie mieszkania z innymi znajomymi nic mi o tym nie mówiąc. O wszystkim dowiedziałam się z portalu F. Sytuacja była naprawdę trudna i beznadziejna. Moja koleżanka w końcu napisała do mnie, tak jakby nic się nie stało. Sprzeczałyśmy się bardzo długo, bo ja nie potrafiłam ukryć zażenowania i wściekłości jaka we mnie siedziała. Ja miałam ogromny żal, a ona tłumaczyła milczenie brakiem czasu. Ja chciałam wyjaśnień, a ona zakończenia tematu. Ja pytałam dlaczego nie napisała choćby jednego zdania, a ona dlaczego musimy ciągnąć tę rozmowę. Wieczorem rozpłakałam się jak dziecko. Czułam się znowu taka samotna. Od początku tego roku akademickiego spotkałyśmy się dwa razy. Pierwsze spotkanie było dla mnie okropne. Moja koleżanka zachowywała się tak jak kiedyś, jakbyśmy znowu były w liceum i jakby nasza przyjaźń kwitła. Ja nie potrafiłam. Czułam się nieswojo, cała ta sytuacja mnie przytłaczała. Niby rozmawiałyśmy, ale słyszałam w uszach jak bardzo ta rozmowa jest drętwa. Standardowo zaczęła mnie przepraszać i usprawiedliwiać się brakiem czasu, problemami... Rozumiem, ale czy zmieni to fakt, że kiedyś żyłyśmy jak siostry, 24 godziny na dobę, a teraz mieszkamy kilka ulic od siebie próbując udawać przyjaźń? Nie jestem na tyle silna, aby udawać. Drugie spotkanie było inne. Rozmawiałyśmy swobodnie, było miło, ale kiedy zaczynała mówić o swoich przyjaciołach z mieszkania czułam się oszukana, zazdrosna i nieważna. Od razu mój wyraz twarzy zrobił się matowy, nieco przygnębiający. Wieczorem pojawiły się na mej twarzy łzy. "Dlaczego muszę być taka wrażliwa, dlaczego tak bardzo boli mnie to, dlaczego kiedyś byłam twardsza, a teraz mięknę...?!"- pytałam Boga. 

Jak widzicie sporo się wydarzyło. Szczęście pomieszane z żalem i smutkiem, radość na przemian ze złością. Mimo wszystko jestem pełna nadziei. Zaczęłam pisać nowego bloga i czuję siłę, choć ostatnio lenistwo w nauce mnie dołuje, a moja tęsknota za domem prowadzi do łez. Staram się trwać:)

5 komentarzy:

  1. Kurcze, a przecież studia powinny być jednym z najpiękniejszych okresów w życiu człowieka. :( Cieszę się, że nie łapiesz doła, tylko szukasz pozytywów. :)
    Ostatnio dużo pisałaś o zmianach, etc. i tak sobie pomyślałam, że chyba rozstałaś się z chłopakiem. :D Całe szczęście, że to tylko ja mam wybujałą wyobraźnię. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na post o Chorwacji :)
    Za jakiś czas wrócisz do tych rozterek, które masz teraz i zobaczysz, że nic się nie działo bez przyczyny. Trzymaj się Nadziei! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo wszystko trzeba z nadzieją patrzeć w przyszłość.Wrażliwość to mimo wszystko dobra cecha,choć niepopularna w dzisiejszych czasach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm..Sytuacja z koleżanką, jakby moja. Sama przez to przechodziłam ponad 2 lata temu. Ale koniec końców cieszę się, że tak się stało, bo dzięki temu stałam się odważniejsza i poznałam nowych, wspaniałych ludzi! :-)

    OdpowiedzUsuń