Był 27 kwietnia 2014 roku. Godzina 00:30. Budzik oznajmił, że czas wstawać. Miałam za sobą zaledwie 3 godziny snu, więc pierwszą myślą po przebudzeniu było: "Jak ja wytrzymam to wszystko?".
W Rzymie byliśmy około godziny 3 w nocy. Czekała nas właśnie wyprawa metrem do centrum miasta. Podeszliśmy do schodów prowadzących w podziemia, a tu... mnóstwo ludzi. Byli wszędzie. Pomiędzy nimi wolontariusze w odblaskowych kamizelkach, rozdający pielgrzymom wodę. I powiewające biało czerwone flagi na tle czarnego nieba. Nie było widać nic więcej. Pomyślałam: "No to pewnie postoimy tu trochę. Jeśli już teraz dzieje się coś takiego, to co dopiero będzie na miejscu?! O ile w ogóle tam dotrzemy..." Wbrew pozorom tłum przechodził bardzo sprawnie. Co chwilę wpuszczanych było po kilka grup, tak więc ominął nas totalny chaos i ludzie pchających się na siłę do metra. Nadeszła i nasza kolej. Wszyscy trzymaliśmy się bardzo blisko siebie, aby nie zgubić się już na samym początku. Metro podjechało zupełnie puste. Weszliśmy. I wtedy... ktoś zaczął "Barkę". Nie było słychać nic innego oprócz ukochanej przez Papieża "Barki". Obok nas stały włoskie zakonnice, które zaczęły śpiewać razem z nami swoją "Barkę", po włosku. Całą drogę prześpiewaliśmy. To było tak radosne przeżycie, że miałam nawet łzy z oczach.
Była około 4 nad ranem. Po wyjściu z metra zaczęliśmy kierować się w stronę Placu Św. Piotra. Nasz przewodnik chciał abyśmy spróbowali wejść boczną uliczką, jednak każdy strażnik informował, że dopiero od godziny 5 pielgrzymi zostaną wpuszczeni na Plac. No więc pozostało nam jedynie czekać. Stanęliśmy w jednej z ulic tuż za mnóstwem innych grup. Można powiedzieć, że było w miarę spokojnie i "przyjaźnie". Jednak z każdym kwadransem było coraz gorzej. Podchodziła coraz większa rzesza ludzi. Wszyscy zaczęli tłoczyć się w jednym miejscu. Podchodziliśmy zaledwie krok lub dwa, a tak naprawdę to nie było podchodzenie, a nachodzenie na siebie. Był taki ścisk, że nie dałam już rady zrobić znaku Krzyża na sobie. Ludzie zaczęli mdleć. Zresztą ja sama czułam, że za godzinę to i ja polecę. Na szczęście w porę zdecydowaliśmy, że wycofujemy się. Jak się później okazało i tak nie mielibyśmy szans na wejście na Plac. Sporo grup, które jeszcze wcześniej przed nami wyszły z tłumu, mówiły, że na Plac Św. Piotra weszli ci, którzy koczowali od popołudnia dnia poprzedniego. Poza tym, w tej ulicy co staliśmy nie było nawet telebimu. No więc...:) Wiadomo, że każdy z nas w głębi duszy liczył na wejście, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że raczej się to nie uda. Nikt nam tego nie gwarantował, więc najrozsądniejszym rozwiązaniem było zabranie się stamtąd jak najszybciej i pójście w inne miejsce. Finalnie wylądowaliśmy na Placu Navona, który o 6 nad ranem jeszcze świecił pustkami (z porównaniu z tamtą ulicą). Warunki były wręcz komfortowe. Rozłożyliśmy krzesełka, a inni nawet maty, na których chwilę odpoczęli. Miejsca było aż nadto. Z godziny na godzinę przychodziło coraz więcej osób. Około 10 plac był zapełniony po brzegi. No bo o godzinie 10 miał zacząć się najważniejszy moment. Ta wielka chwila, która wszystkich nas sprowadziła do tego miejsca. Plac Navona był miejscem jakby przygotowanych dla Polaków. Transmisja na telebimie była tłumaczona na język polski. No i Polaków na tym placu było najwięcej.
Kiedy Msza kanonizacyjna zakończyła się to nawet nie poczułam, że to "już", że to" już święty". Być może stało się tak ze względu na zmienioną liturgię, a także ze względu na zupełnie inne otoczenie i miejsce. Po powrocie wiele osób mówiło mi, że tak samo jak ja, bardziej przeżyli beatyfikację niż kanonizację. Także uszczuplona liturgia w tym przypadku wiele zabrała. Oczywiście to nie zmienia faktu, że człowiek zupełnie nie przeżywa tego wszystkiego. Sama myśl, że jest się tak blisko, że tyle się dzieje i zmienia... Najpiękniejszy moment, który zapamiętałam to ten kiedy po raz pierwszy pokazano na telebimie obraz świętych Papieży a na całym Placu rozległy się oklaski. I od wtedy za każdym razem kiedy na ekranie pojawiał się Jan Paweł II te oklaski znów powracały. To było bardzo głębokie.
Tyle przygotowań, tyle wszystkiego, i jedna chwila, która wszystko zmienia. Wszyscy na nią czekali, to ona była punktem kulminacyjnym. A tu nagle już po wszystkim. Pozostała nam tylko wdzięczność, za te wszystkie momenty, za to, że "było tak jak było". I wdzięczność za ten przeogromny dar kanonizacji.
P.S. Relacja z drugiego dnia w Rzymie (już z Mszy dziękczynnej na Placu Św. Piotra) będzie w innym poście, aby nie przytłaczać. Oczywiście staram się jak mogę aby to wszystko wiernie odtworzyć, ale nie da się i nie ma szans się udać. Te przeżycia, to wszystko, zostaje jedynie w sercu.
Już zawsze ta melodia będzie kojarzyć mi się z tym dniem.
"Mamy wypowiadać prawdę, gdy inni milczą. Wyrażać miłość i szacunek, gdy inni sieją nienawiść. Zamilknąć, gdy inni mówią. Modlić się, gdy inni przeklinają. Pomóc, gdy inni nie chcą tego czynić. Przebaczyć, gdy inni nie potrafią. Cieszyć się życiem, gdy inni je lekceważą." bł. ks. Jerzy Popiełuszko
środa, 28 maja 2014
poniedziałek, 26 maja 2014
Mama
Jest dla mnie tak ważna... Im jestem starsza, tym bardziej jest mi bliska. Tyle jej zawdzięczam. I jedyne czego bym dla niej chciała, to poczucia, że jest potrzebna i wyjątkowa. Moja mama.
Ostatnie kilka dni spędziłam w domu. Pogoda wakacyjna, spokój i cisza wokoło... a potem perspektywa egzaminów i zaliczeń. To strasznie trudne to przejścia. Wydaje ci się, że nie musisz robić nic, a w rzeczywistości zastanawiasz się jak to wszystko przetrwać. Jeszcze tylko miesiąc.
P.S. Relacja z kanonizacji jest w trakcie produkcji:) Cały czas obiecuję, czas mija, a notki jak nie było, tak nie ma. Jednak wszystko wskazuje na to, że w tym tygodniu zostanie opublikowana:) Oby tak się stało, bo inaczej zwariuję.
poniedziałek, 19 maja 2014
Jeszcze nie teraz
Ostatnio do naszych rozmów powrócił temat "przyszłość" i wszystko to, co z tym tematem związane. A mianowicie studia, praca, zaręczyny, małżeństwo, rodzina... W prawdzie wychylamy się bardzo do przodu w tych naszych przemyśleniach (może nawet za bardzo), ale od czasu do czasu te tematy powracają. W każdym związku rozwałkowuje się te tematy. To normalne. No i jakie wnioski? A takie jak zawsze. Niestety nie nadrobimy niczego. Z jednej strony chcielibyśmy zacząć coś nowego, ale z drugiej strony wiem, że to nie nasz czas. Jeszcze nie teraz:)
P.S. Musicie uzbroić się w cierpliwość z obiecaną relacją. Na studiach zamieszanie, a moje słabości wcale nie ułatwiają sprawy. Jak sprostać? Jak się przemóc? Może to wszystko jest po prostu nic nie warte, bezsensowne?
P.S. Musicie uzbroić się w cierpliwość z obiecaną relacją. Na studiach zamieszanie, a moje słabości wcale nie ułatwiają sprawy. Jak sprostać? Jak się przemóc? Może to wszystko jest po prostu nic nie warte, bezsensowne?
wtorek, 13 maja 2014
Szczególny znak
Jakiś czas temu ściągnęłam na telefon aplikację z cytatami Jana Pawła II. Jest to chyba nawet inicjatywa Centrum Jana Pawła II. Ale pewności nie mam:) Codziennie, o tej samej porze mogę przeczytać CYTAT DNIA oraz fragment, w którym ten cytat się znajduje. Ponadto aplikacja zawiera czytania na każdy dzień oraz "coś takiego" jak 26 DNI Z JP2.
Sami twórcy aplikacji opisali tę inicjatywę 26 dni w następujący sposób: "(...) otrzymasz możliwość wykonania 5 zadań (przyp. 5 zadań na każdy dzień), inspirowanych codziennymi obowiązkami Jana Pawła II. Będziesz mógł czytać teksty, które fascynowały Ojca Świętego. Zgłębisz wiedzę o Jego życiu i duchowości. Poznasz, co lubił robić i dowiesz się, jakie osoby miały na Niego wpływ. (...)". No i zaczęłam moje 26 dni z Ojcem Świętym. Oczywiście nie wszystkie zadania udaje mi się wykonać. Ale nie to jest istotne. Podjęcie tego wyzwania pokazało mi, że Internet daje ogromne możliwości poznania nauczania Jana Pawła II. Jedyne czego potrzeba to chęci poszukiwania. Takie to proste, a nie do końca potrafimy z tego skorzystać. Ponadto, niektóre zadania, wręcz banalne, dają impuls do tego, aby zacząć swoje życie przeżywać "inaczej". Aby wprowadzić w nie elementy, które sprawią, że dany dzień będzie inny, lepszy, bardziej radosny, głębszy... To co mnie zadziwiło, to chyba to, że te małe, codzienne wyzwania cały czas pamiętam i próbuję kolejnego dnia znów je wykorzystywać.
Jedno z takich zadań brzmiało: "Codziennie o 7:30 Ojciec Święty sprawował Mszę św. Wybierz dodatkowy dzień, poza niedzielą i weź udział we Mszy Św." Pomyślałam wtedy, że najlepszym dniem byłby wtorek rano, jeszcze przed zajęciami. Inne dni odpadały, bo zawsze "coś". Chodziło o dzisiejszy wtorek. I dopiero wczoraj zdałam sobie sprawę, że to wtorek 13 maja. Fatima... -pomyślałam. A druga myśl: dzień zamachu na Ojca Świętego. Biorę to jako szczególny znak. Niby nieświadomy, ale tak jakby zaplanowany. No i byłam dzisiaj. O nic w tej Mszy Św. nie prosiłam. Chciałam tylko podziękować. Nic więcej. Nawet nie wiedziałam, że dzień rozpoczęty Mszą Św. może być taki dobry.
Myślę, że ta aplikacja to dobra rzecz dla kogoś, kto tak jak ja, potrzebuje impulsów. I nie chodzi tylko o 26 dni z JP2, ale o całokształt. O te wszystkie cytaty i fragmenty, do których czasem tak ciężko sięgnąć w książce czy nawet w Internecie.
Nie lubię tego uczucia, kiedy wiem, że muszę coś zrobić, a wcale nie mam na to ochoty. Staram się nie panikować, ale co robić kiedy każda moja próba sięgnięcia do notatek kończy się fiaskiem?
Sami twórcy aplikacji opisali tę inicjatywę 26 dni w następujący sposób: "(...) otrzymasz możliwość wykonania 5 zadań (przyp. 5 zadań na każdy dzień), inspirowanych codziennymi obowiązkami Jana Pawła II. Będziesz mógł czytać teksty, które fascynowały Ojca Świętego. Zgłębisz wiedzę o Jego życiu i duchowości. Poznasz, co lubił robić i dowiesz się, jakie osoby miały na Niego wpływ. (...)". No i zaczęłam moje 26 dni z Ojcem Świętym. Oczywiście nie wszystkie zadania udaje mi się wykonać. Ale nie to jest istotne. Podjęcie tego wyzwania pokazało mi, że Internet daje ogromne możliwości poznania nauczania Jana Pawła II. Jedyne czego potrzeba to chęci poszukiwania. Takie to proste, a nie do końca potrafimy z tego skorzystać. Ponadto, niektóre zadania, wręcz banalne, dają impuls do tego, aby zacząć swoje życie przeżywać "inaczej". Aby wprowadzić w nie elementy, które sprawią, że dany dzień będzie inny, lepszy, bardziej radosny, głębszy... To co mnie zadziwiło, to chyba to, że te małe, codzienne wyzwania cały czas pamiętam i próbuję kolejnego dnia znów je wykorzystywać.
Jedno z takich zadań brzmiało: "Codziennie o 7:30 Ojciec Święty sprawował Mszę św. Wybierz dodatkowy dzień, poza niedzielą i weź udział we Mszy Św." Pomyślałam wtedy, że najlepszym dniem byłby wtorek rano, jeszcze przed zajęciami. Inne dni odpadały, bo zawsze "coś". Chodziło o dzisiejszy wtorek. I dopiero wczoraj zdałam sobie sprawę, że to wtorek 13 maja. Fatima... -pomyślałam. A druga myśl: dzień zamachu na Ojca Świętego. Biorę to jako szczególny znak. Niby nieświadomy, ale tak jakby zaplanowany. No i byłam dzisiaj. O nic w tej Mszy Św. nie prosiłam. Chciałam tylko podziękować. Nic więcej. Nawet nie wiedziałam, że dzień rozpoczęty Mszą Św. może być taki dobry.
Myślę, że ta aplikacja to dobra rzecz dla kogoś, kto tak jak ja, potrzebuje impulsów. I nie chodzi tylko o 26 dni z JP2, ale o całokształt. O te wszystkie cytaty i fragmenty, do których czasem tak ciężko sięgnąć w książce czy nawet w Internecie.
***
Nie lubię tego uczucia, kiedy wiem, że muszę coś zrobić, a wcale nie mam na to ochoty. Staram się nie panikować, ale co robić kiedy każda moja próba sięgnięcia do notatek kończy się fiaskiem?
P.S. Obiecane kilka słów z pielgrzymki na kanonizację na pewno będzie.
sobota, 10 maja 2014
Święty Jan Paweł II!
Mamy nowego świętego! Jana Pawła II!
Subskrybuj:
Posty (Atom)