Poznaliśmy się w szkole średniej. Ja- drobna, malutka, maskotka w klasie, którą każdy chciał dźwigać przy przenoszeniu rannego. Do tej pory dziwię się jak zauważył mnie wśród tłumu identycznie wyglądających dziewczyn. Codziennie ten sam strój, włosy w kucyk, nic szczególnego. Za to on- generalnie widywałam go już wcześniej, był taki dorosły jak na swój wiek, wyglądał dużo poważniej niż jego koledzy, imponował, zachwycał... Pamiętam bardzo dokładnie nasze początki. Pierwsze słowa, które do mnie skierował, ich miejsce i czas. Minął rok zanim zaczęliśmy być ze sobą. Rok, w trakcie którego nie byłam niczego pewna, nie dostałam żadnej gwarancji, że będziemy razem, nie miałam nic. Tak zachłannie pragnęłam CZEGOŚ.
A teraz? Nawet nie wiem kiedy to wszystko uleciało w przeszłość. Którędy ten czas minął przed oczami? Ponad 4 lata, które pozostawiły po sobie niewyobrażalnie duży bagaż wspaniałych rzeczy. Od początku niektóre drobnostki przechowywałam jak relikwie i mam je do dzisiaj. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że on też ma takie relikwie. Niesamowity jest. A te wszystkie momenty, gesty, spędzony czas? O tym nawet nie mówię.
Pamiętam jak w szkole średniej chodziliśmy na spacery do pobliskiego parku. Ostatnio będąc znów w tym miejscu powiedziałam: "Może pójdziemy na naszą ławkę?", po czym usłyszałam: "Ale którą?:D". Dopiero wtedy dotarło do mnie ile czasu spędziliśmy na tych ławkach. Każda jest naszą ławką.
Sentymentalna jestem, dlatego tak mnie wzięło na wspomnienia. Czasem mam wrażenie, że aż za bardzo "siedzę" w tym czasie, kiedy byliśmy przy sobie codziennie, piętro nad piętrem... I tak sobie myślę, że jemu chyba to lepiej wychodzi. Jest taki dorosły, stara się myśleć przyszłością. A ja? Ciągle zakopana w tych naszych relikwiach, bojąca się zmian. W środku nadal czuję się tą lekką maskotką, która śmieje się z byle czego. Taka dorosła, mała dziewczynka.
"Mamy wypowiadać prawdę, gdy inni milczą. Wyrażać miłość i szacunek, gdy inni sieją nienawiść. Zamilknąć, gdy inni mówią. Modlić się, gdy inni przeklinają. Pomóc, gdy inni nie chcą tego czynić. Przebaczyć, gdy inni nie potrafią. Cieszyć się życiem, gdy inni je lekceważą." bł. ks. Jerzy Popiełuszko
piątek, 12 grudnia 2014
poniedziałek, 8 grudnia 2014
Plastry miodu
Jak wygląda sytuacja między moją najlepszą przyjaciółką a jej narzeczonym na 8 miesięcy przed ślubem? Nie wiem. Kolejne próby rozmów na ten temat kończą się fiaskiem. Zresztą nie dziwię się. W takiej sytuacji też pewnie chciałabym zdystansować się do ludzi, wycofać się w cień czy cokolwiek innego, byleby z nikim o tym nie rozmawiać. Wspieram ją mimo smutku, żalu i rozczarowania.
Właśnie minął tydzień Adwentu. Podliczając, wychodzi na to, że mam już za sobą 9 odcinków Plastra Miodu, czyli Internetowego Słuchowiska Adwentowego. Szczerze? Nie spodziewałam się, że będzie AŻ tak kameralnie, AŻ tak intymnie, AŻ tak osobiście, AŻ tak spokojnie, AŻ tak bardzo blisko Boga i Jego Słowa... Mogłabym wymieniać i wymieniać. Można powiedzieć, że nie znałam o. Szustaka od tej strony:) I mam wrażenie, że z każdym jego słowem coraz bardziej wkręcam się w Pismo Święte. Jeszcze do niedawna Stary Testament był dla mnie czymś niewyobrażalnie niezrozumiałym, a teraz mam ochotę chłonąć go na wszystkie strony. Prostota słów zawsze procentuje, dlatego, oby więcej takich duszpasterzy jak o. Adam. Liczę na wiele dobra, które zaowocuje.
Właśnie minął tydzień Adwentu. Podliczając, wychodzi na to, że mam już za sobą 9 odcinków Plastra Miodu, czyli Internetowego Słuchowiska Adwentowego. Szczerze? Nie spodziewałam się, że będzie AŻ tak kameralnie, AŻ tak intymnie, AŻ tak osobiście, AŻ tak spokojnie, AŻ tak bardzo blisko Boga i Jego Słowa... Mogłabym wymieniać i wymieniać. Można powiedzieć, że nie znałam o. Szustaka od tej strony:) I mam wrażenie, że z każdym jego słowem coraz bardziej wkręcam się w Pismo Święte. Jeszcze do niedawna Stary Testament był dla mnie czymś niewyobrażalnie niezrozumiałym, a teraz mam ochotę chłonąć go na wszystkie strony. Prostota słów zawsze procentuje, dlatego, oby więcej takich duszpasterzy jak o. Adam. Liczę na wiele dobra, które zaowocuje.
sobota, 6 grudnia 2014
Moja najlepsza przyjaciółka
Z moją najlepszą przyjaciółką nie widziałam się 2 lata. Poznałyśmy się w szkole średniej, mieszkałyśmy razem w bursie. Jednym słowem 24 godziny na dobę RAZEM. Wspólne śniadania, potem szkoła, po lekcjach obiad, nauka, kolacja, sen... Tak mijał każdy dzień. W prawdzie nasza grupka dziewczyn była nieco liczniejsza, ale to właśnie z nią zaprzyjaźniłam się najbardziej. Minęły 2 lata. Ale ten czas nie zmienił nic. Dzwonimy do siebie, piszemy, zwierzamy. Wiadomo, że nie jest już tak jak kiedyś, ale dla mnie to ogromny dar, że pomimo upływu czasu potrafimy bez żadnego dystansu rozmawiać ze sobą, umiemy śmiać się, plotkować... Dla mnie okres szkoły średniej był czasem wielkich zmian. Zarówno w sferze psychicznej jak i duchowej. To właśnie wtedy poznałam mężczyznę, z którym jestem do dziś. I to właśnie z tamtego okresu mam najwięcej wspomnień, ale także problem z oderwaniem się od niego. Są momenty kiedy żyję tylko przeszłością.
Moja najlepsza przyjaciółka za 8 miesięcy wychodzi za mąż. Wiedziałam już o tym rok temu. Byłam jedną z pierwszych osób, z którymi podzieliła się tą informacją. Cieszyłam się jak dziecko. Jestem w przygotowania do tego ślubu bardziej wkręcona, niż w niejeden ślub w rodzinie. Jej narzeczonego znam dość dobrze, ponieważ już w liceum byli parą. Moja przyjaciółka jest w tym związku dość dominująca, pełna energii, wprowadza życie do ich relacji. On natomiast spokojny, zawsze cichy, robiący wszystko co ona mu powie. Na początku wydawało się to urocze, jednak kiedy ostatnio napisała mi, że jej narzeczony dziwnie się zachowuje od razu zapaliła mi się czerwona lampka. Podejrzewa, że ma inną, w co mimo wszystko nie chce mi się wierzyć. Nie ma na to żadnych dowodów. Mówi, że traktuje ją jak powietrze, ciągle spędza czas na grach komputerowych, nie robi nic. Dla mnie to pewien niepokojący sygnał. 8 miesięcy do ślubu... Nie wiem co o tym myśleć. Przez te ostatnie dwa lata czytałam trochę książek na temat relacji kobieta-mężczyzna, głównie podrzucanych mi przez księży w konfesjonale, jestem także w trakcie słuchania Pachnideł i mam wrażenie, że moja przyjaciółka nieświadomie zabrała swojemu narzeczonemu możliwość decydowania. I teraz kiedy pojawiają się poważniejsze sprawy, ona sobie nie radzi, a w swoim narzeczonym nie ma żadnego oparcia. Bo ważniejsze są gry. Nie wiem, czy to jest źródło problemów, nie chcę ich rozwiązywać, ani narzucać im czegokolwiek. Jednak martwię się. Może zupełnie moja teoria jest bezpodstawna i beznadziejna. Nie wiem. Jednak martwię się.
P.S. Proszę Was o modlitwę w ich intencji. O cokolwiek, co pomoże im wybrać właściwie, póki mają możliwość wyboru. Ja nic nie mogę zrobić, więc niech ON pomoże.
Moja najlepsza przyjaciółka za 8 miesięcy wychodzi za mąż. Wiedziałam już o tym rok temu. Byłam jedną z pierwszych osób, z którymi podzieliła się tą informacją. Cieszyłam się jak dziecko. Jestem w przygotowania do tego ślubu bardziej wkręcona, niż w niejeden ślub w rodzinie. Jej narzeczonego znam dość dobrze, ponieważ już w liceum byli parą. Moja przyjaciółka jest w tym związku dość dominująca, pełna energii, wprowadza życie do ich relacji. On natomiast spokojny, zawsze cichy, robiący wszystko co ona mu powie. Na początku wydawało się to urocze, jednak kiedy ostatnio napisała mi, że jej narzeczony dziwnie się zachowuje od razu zapaliła mi się czerwona lampka. Podejrzewa, że ma inną, w co mimo wszystko nie chce mi się wierzyć. Nie ma na to żadnych dowodów. Mówi, że traktuje ją jak powietrze, ciągle spędza czas na grach komputerowych, nie robi nic. Dla mnie to pewien niepokojący sygnał. 8 miesięcy do ślubu... Nie wiem co o tym myśleć. Przez te ostatnie dwa lata czytałam trochę książek na temat relacji kobieta-mężczyzna, głównie podrzucanych mi przez księży w konfesjonale, jestem także w trakcie słuchania Pachnideł i mam wrażenie, że moja przyjaciółka nieświadomie zabrała swojemu narzeczonemu możliwość decydowania. I teraz kiedy pojawiają się poważniejsze sprawy, ona sobie nie radzi, a w swoim narzeczonym nie ma żadnego oparcia. Bo ważniejsze są gry. Nie wiem, czy to jest źródło problemów, nie chcę ich rozwiązywać, ani narzucać im czegokolwiek. Jednak martwię się. Może zupełnie moja teoria jest bezpodstawna i beznadziejna. Nie wiem. Jednak martwię się.
P.S. Proszę Was o modlitwę w ich intencji. O cokolwiek, co pomoże im wybrać właściwie, póki mają możliwość wyboru. Ja nic nie mogę zrobić, więc niech ON pomoże.
Subskrybuj:
Posty (Atom)