Pamiętam ten dzień, jakby wydarzył się wczoraj. Umknęła jedynie data. Był piątek- tego jestem pewna. Pięć lat temu był taki dzień...
Chodziłam wtedy do I klasy szkoły średniej. Mniej więcej w tym samym czasie zaczęła się moja znajomość z M. Niesamowite! Pięć lat- tyle czasu... Jednak, wracając do tematu...
Wychowawczyni klasy mojego obecnego chłopaka, jak co roku postanowiła zorganizować wyjazd na Kalwarię Pacławską. Droga Krzyżowa na Dróżkach Kalwaryjskich... Jeśli ktoś kiedykolwiek miał okazję być na Kalwarii Pacławskiej to pewnie wie, jak niesamowite jest to miejsce na spotkanie z Bogiem w modlitwie. Miejsce jakby zupełnie zapomniane przez ludzi.
Bardzo chciałam jechać. Niestety liczba miejsc wyjazdowych z mojej klasy była ograniczona, jednak zaangażowanie, które wniosłyśmy z koleżanką w przygotowanie szkolnych rekolekcji wielkopostnych zagwarantowało nam miejsce w autobusie:) Byłam taka podekscytowana. Z jednej strony tym, że jadę w takie miejsce, a z drugiej tym, że jedzie też ON- mój obecny chłopak, z którym wtedy wymienialiśmy się jedynie spojrzeniami i uśmiechami.
Pamiętam ten dzień doskonale. To uczucie, kiedy wchodzi się na sam szczyt, jest jak zwieńczenie najważniejszego zadania w twoim życiu. Pamiętam też moment, kiedy weszliśmy do Sanktuarium... Uklęknęłam przed obrazem Matki Bożej Kalwaryjskiej i... nie wiedziałam co mam powiedzieć. Chciałam tylko aby uratowała moje życie, aby pokierowała nim, pomogła... Te wszystkie moje niezdarne słowa były prymitywne, nieskładne, bezsensowne. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak bardzo to miejsce odmieni moje życie.
Było późne popołudnie, kiedy wróciliśmy do szkoły. Z tego wszystkiego zapomniałam, że to piątek- czyli dzień, w którym rozjeżdżamy się na weekend do domów. Biegłyśmy do bursy jak szalone, byleby tylko zabrać torby i zdążyć na autobus. I wtedy... koleżanka ze starszej klasy zaproponowała nam podwózkę do domu. Idealnie! Nie będziemy musiały tłuc się po autobusach! Spadła nam jak z nieba. Pamiętam, że wtedy mój obecny chłopak, zapytał, czy nie wolałabym wracać autobusem... z nim. W środku serce aż krzyczało z radości, jednak wiedziałam, że to niemożliwe. Nie zdążyłabym z powrotem wrócić na dworzec, a w dodatku nadarzyła się okazja, aby być wcześniej w domu.
Jak się później okazało, była to moja najdłuższa droga do domu. Wypadek samochodowy. Kiedy poczułam gwałtowne hamowanie, wiedziałam, że jest już za późno. To było takie błogie spadanie, kiedy przed oczami widzisz tylko zaciemniony obraz. Wydawało mi się, że to umieranie. Nie miałam żadnej kontroli nad sobą. Tylko to poczucie błogiego stanu... Kiedy samochód w końcu osiadł na ziemi, wiecie jaka była moja pierwsza myśl? "Co ja powiem mamie?" A wiecie co zrobiłam kiedy uświadomiłam sobie, że to stało się naprawdę? Podniosłam z podłogi zeszyt, który upadł i zapytałam: "Czyj to zeszyt?". Byłam w szoku, że żyję, że wszyscy żyjemy. Była policja, straż, pogotowie... A ja miałam ochotę uciec.
Na Kalwarię Pacławską wracałam co roku. Zawsze w Wielkim Poście, zawsze na Drogę Krzyżową, zawsze razem... Tylko nasza relacja się zmieniała. Na początku zdystansowani, później niepewni, aby potem wejść na samą górę ręka w rękę.
Pamiętam nasz ostatni wyjazd... Kiedy nasze bycie razem było już oczywiste dla innych... Kiedy popłynęły łzy wraz z powrotem do domu... Kiedy przed oczami zobaczyłam te 3 lata... Zatęskniłam za tym... I kiedy uświadomiłam sobie, ile zawdzięczam Panu Bogu. Życie. Wiem, że to Jego Ręka. A te niezdarne słowa przed obrazem Matki Bożej Kalwaryjskiej, by uratowała moje życie... Kiedy po tylu latach poukładałam sobie to wszystko w głowie... Dopiero wtedy zrozumiałam ile Jej zawdzięczam. Nawet nie chcę gdybać co byłoby, gdybym nie wsiadła do tego samochodu. Wszystko jest po coś. On widzi w tym sens.
Aż mnie przeszły ciarki. Niesamowity post.
OdpowiedzUsuńchwała Panu :) dobrze wiedzieć u Kogo jest ratunek...
OdpowiedzUsuńMatka Słuchająca :)
OdpowiedzUsuńByłam i racja - to wspaniałe miejsce.
I w ogóle zapomniałam dopisać - piękne świadectwo. Chwała Panu!
UsuńPiękny post :) Nie znane są czasem drogi, którymi Bóg nas kieruje. Ale zawsze jest w tym sens :)
OdpowiedzUsuńBiedny M. pewnie sobie wyrzucał, że mu się nie udało namówić Ciebie na podróż autobusem...Ale widocznie takie trudne doświadczenie było Ci potrzebne. Piękne świadectwo:)
OdpowiedzUsuń