niedziela, 8 marca 2015

Wewnętrzy niepokój

Był piątek, 6 marca. Wszyscy rozjechali się na weekend do domów. Zostałam tylko ja. Wiedziałam, że siedząc cały dzień w pokoju totalnie oszaleję, dlatego wybrałam się na zakupy. Kupienie kilku drobiazgów nie dość, że poprawiło mi humor to zafundowało oderwanie się od szarej rzeczywistości. Wyrzuciłam choć na chwilę z mojego życia zmartwienia. Potem wieczorna Droga Krzyżowa i sen...

Była sobota, 7 marca. Przed południem zrobiłam pranie, które okazało się moim największym osiągnięciem zeszłego dnia. Nie miałam nawet chęci na zajrzenie do książek. Leżały zaledwie dwa metry obok, ale każde spojrzenie na nie kończyło się zdaniem: "Masz czas. Przecież to tylko licencjat. Niektórzy nawet jeszcze planu nie mają". Wiem, że pocieszanie siebie to najgorsza droga, którą mogłam wybrać. Jednak co mam robić kiedy czuję niewyobrażalną niechęć, brak motywacji i siły? To już nawet nie chodzi o samą pracę, bo wiem, że w oczach innych ludzi to może był śmieszne zmartwienie, ale... ten niepokój. Co dalej? Co ze mną? Co z nami? Studia, praca, małżeństwo, rodzina... Czasem myślę sobie, że tylko w małżeństwie mogłabym odnaleźć spokój i spełnienie. To głupie, bo widzę, jak trudna i wymagająca jest to ścieżka. Czuję niepokój. Wczorajsze popołudnie spędziłam na modlitwie. Wiedziałam, że to jedyna droga, aby całkowicie nie przekreślić tego dnia.

Jest niedziela. 8 marca. Mija już trzeci dzień... Zastanawiam się czy przypadkiem nie powinnam zacząć rozmawiać ze ścianą. Pogoda jest taka wiosenna, powietrze takie lekkie i rześkie... Jeszcze rok temu pewnie wyszłabym na spacer, usiadła na ławce i zatęskniła za latem. A teraz? Im bliżej do lata, tym bardziej mnie coś uwiera... Wiem, że to wszystko jest głupie i śmieszne, ale musiałam się wygadać.

 

"Żadna pieśń, nie wypowie,
co czuje moje serce.
Liche drewno ratuje moje życie (...)"

7 komentarzy:

  1. Ja tam lata nie lubię. Mam pytanie: co to znaczy "rozmawiać ze ścianą"?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach ten weekend. Czasem pełen energii i chęci do życia, a czasem tak przytłaczający.

    "Gdy tak jesteśmy połączeni,
    Mam w sobie wszechświat cały.
    Niebo i ziema i anieli
    Śpiewają pieśń chwały..."

    OdpowiedzUsuń
  3. " Czasem myślę sobie, że tylko w małżeństwie mogłabym odnaleźć spokój i spełnienie. To głupie, bo widzę, jak trudna i wymagająca jest to ścieżka."

    ???
    Chyba nie zakumałam tego zdania. :p Czemu "to głupie"? Czy trudności i wymagania (ja bym to wyzwaniami nazwała;)) wykluczają poczucie spełnienia? Czujesz się spełniona w czymkolwiek, tylko wtedy jak nic robić nie musisz?

    Chęci czasem są, czasem nie ma. Teraz nie masz siły zajrzeć, a innego dnia, jak Cię wena najdzie, to od razu cały rozdział pójdzie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam, że to głupie dlatego, że na każdym etapie mojego życia mówiłam sobie: "O, gdybym teraz była w szkole średniej to wszyscy traktowaliby mnie poważniej... a gdybym studiowała to byłabym w końcu taka dumna z siebie i robiła tyle ciekawych rzeczy...a gdybym dostała pracę to byłoby idealnie, bo w końcu mogłabym na siebie zarabiać....a gdybym była jego żoną to już nic by mnie nie obchodziło, tworzylibyśmy sobie własny świat, korzystali z życia..." I tak w kółko. Jednak gdy przychodzi co do czego, często nasze wyobrażenia okazują się tylko wyobrażeniami i niczym więcej. Dlatego nie chcę się tak zbytnio nakręcać. Mam nadzieję, że choć trochę wyjaśniłam:)
      Oczywiście, że wyzwania nie wykluczają poczucia spełnienia:) Wręcz przeciwnie. Jednak każda droga niesie za sobą jakąś trudność, a tym bardziej małżeństwo gdzie dochodzi odpowiedzialność za męża i rodzinę.
      Czułabym się spełniona gdybym odnalazła swoje miejsce na tym świecie. Brakuje mi tego azylu. Przynajmniej ja odczuwam to w ten sposób. Wiadomo, że nie można być nigdy niczego pewnym, to jest oczywiste. Jednak gdzie ja tak naprawdę jestem? Nie wiem... I to nie chodzi tylko o miejsce zamieszkania, ale o wszystko. Ja nawet nie jestem pewna co do dalszego toku studiów. Gdybym chociaż ten aspekt miała ugruntowany byłoby o wiele łatwiej spełniać się na innych płaszczyznach.
      Chyba jeszcze bardziej zagmatwałam:D Po prostu piszę, co czuję, więc w razie niejasności- pytaj:) Bo być może to ja się mylę.

      Usuń
    2. Aa, ok, jak tak, to rozumiem. ;) Tak często piszesz o tej przytłaczającej i niemal paraliżującej powadze małżeństwa, że mi to zdanie z marszu zabrzmiało, jakbyś nie wierzyła, że tam się można spełniać, bo droga trudna i wymagająca. :p Ale jak już wyjaśniłaś, to nie mam pytań. :)

      A żeby odnaleźć miejsce w świecie, to nie ma innego wyjścia, jak go szukać i próbować wszystkiego, co się da, samo nie przyjdzie.;)

      Usuń
  4. Mi się też wydaje, że małżeństwo bardzo pomaga odnaleźć spokój i spełnienie. Przyszłabym do domu, a tam czekałby mój mąż, miałabym się do kogo przytulić wieczorem i dla kogo gotować obiadki...:D Na pewno będzie trudno i wymagająco ( pewnie jeszcze nie do końca zdaję sobie sprawę jak bardzo) , ale czy cieszyłoby nas coś co można mieć tak łatwo, bez żadnego wysiłku? :)
    Wyobraź sobie jaka będzie radość i ulga po obronie licencjatu, może to cię troszkę zmobilizuje:)

    OdpowiedzUsuń