niedziela, 13 września 2015

Do góry nogami

Tyle wydarzyło się w ostatnim czasie, że sama nie wiem od czego zacząć... Z jednej strony tyle radości, a z drugiej tyle samo przygnębienia i rozczarowań... 

M. wrócił z Niemiec nieco wcześniej niż zostało zaplanowane. Cieszyłam się niesamowicie na ten wspólny czas razem. Miało być tak cudownie. Cały miesiąc razem. Wspólny wyjazd. I... nagle czar prysł. Nie chcę opisywać szczegółów, bo to dość skomplikowane, ale właśnie w tej chwili M. jest w drodze do Niemiec. Spędzi tam jeszcze 2 tygodnie. To był czas niesamowicie trudnych rozmów i decyzji. Koniec końców, jeszcze te 2 tygodnie musimy dzielnie przetrwać.

Za 2 dni mam egzamin wstępny na studia. Postanowiłam, że spróbuję. Nawet nie wiem czy się dostanę, nie wspominając już o studiowaniu równolegle dwóch magisterek. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Chcę próbować, póki mam taką możliwość. Niektórzy w ogóle nie widzą w tym sensu, a niektórzy wręcz przeciwnie- zachęcają abym ryzykowała. Niczego nie jestem pewna i boję się porażki. Tylko co mi pozostało? Tylko próbować.

A najlepsze wydarzyło się wczoraj. Justyna jest moją bardzo dobrą koleżanką od liceum. Mieszkałyśmy razem przez 3 lata. Teraz studiujemy w tym samym mieście, więc widujemy się od czasu do czasu. Justyna nigdy nie miała szczęścia w miłości. Fakt, nie narzekała na brak zainteresowania, ale trafiała na kompletnie nieodpowiedzialnych chłopaków. Dopiero niedawno. Poznała naprawdę sympatycznego faceta. Są razem dopiero 7 miesięcy. A wczoraj dostałam wiadomość, że właśnie się zaręczyli. Byłam zupełnie zdezorientowana:) Zresztą podejrzewam, że Justyna też;) Po chwilach euforii, radości, szoku i niedowierzania... zrobiło mi się niesamowicie smutno. Fakt, ich sytuacja jest inna, bo jej narzeczony już od dawna pracuje... Ale mimo wszystko, poczułam takie ukłucie zazdrości. To ona zawsze wypytywała o nasze plany, zaręczyny i ślub. A teraz wszystko wywróciło się do góry nogami.

Tymczasem zakochałam się w hiszpańskojęzycznej wersji "Błogosławieni miłosierni". Już niecały rok:)

5 komentarzy:

  1. Rozumiem, co czujesz... A z tymi magisterkami sama bym ryzykowała - jeśli będą darmowe to zawsze z tej 'mniej ważnej' możesz zrezygnować, nie wieszają za to na szczęście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za dobre słowa:) Jakoś podniosło mnie to na duchu i utwierdziło w przekonaniu aby próbować:)

      Usuń
  2. A ja właśnie dziś o Tobie myślałam i się zastanawiałam co u Ciebie słychać.. Próbuj próbuj, na magisterce jest zazwyczaj mniej zajęć niż na studiach licencjackich, więc może akurat uda się pogodzić dwa kierunki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Heh.. Zazdrość :) Skąd ja to znam. Niestety to "uczucie" towarzyszy człowiekowi od zawsze :)
    Co do jeszcze 2-tygodniowej rozłąki - czym są 2 tygodnie w stosunku do wieczności ? :)

    A studia - polecam. Tak jak pisała Puella, zawsze masz prawo zrezygnować za jakiś czas. Ale spróbować warto :)

    OdpowiedzUsuń