sobota, 16 maja 2015

Dojrzałość (nie) planowana

Ostatnio moja mama zapytała wprost: "Planujecie coś może?" Znieruchomiałam z wrażenia. Planować? W jakim sensie? Dokładnie wiedziałam, że chodzi o małżeństwo. Myślimy o małżeństwie, jednak nie planujemy. Nasza obecna sytuacja nie pozwala nam na podjęcie jakichkolwiek kroków ku temu. W dodatku czujemy, że nie jesteśmy gotowi jeszcze na przyjęcie tego sakramentu. Nie zmienia to faktu, że jestem spragniona kolejnego etapu w naszym związku, czyli narzeczeństwa. We wrześniu będzie 5 lat razem. Jak to w ogóle wygląda?! :) Po tak długim czasie, wejście na wyższy poziom jest jak spełnienie marzeń z dzieciństwa. Wyczekiwany i upragniony czas... Po raz pierwszy w życiu moja mama zadała mi takie pytanie. Byłam zaskoczona, sama nie wiedzieć czemu. Dorosłość? Stawanie się kobietą? Zaręczyny? Małżeństwo i własna rodzina? Może dlatego, że z trudem przychodzi dziewczynie uświadomienie sobie: "Jestem dorosłą i dojrzałą kobietą". Dla mnie to nadal swego rodzaju abstrakcja i totalna zmiana o 180 stopni. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła z pełną świadomością powiedzieć: "Tak, jestem dojrzałą kobietą, dojrzałą do małżeństwa i dojrzałą do budowania naszego świata".

"Życie na pełnej petardzie" prawie przeczytane. Aż żal kończyć czytanie. Dla spragnionych słów i przemyśleń ks. Jana Kaczkowskiego:

31 komentarzy:

  1. Mam to samo! Boję się, że nie podołam wszystkiemu, jestem jeszcze takim dzieckiem... I niestety, mogłabym pomarzyć o takich słowach Mamy. Choć moja mamusia jest bardzo kochana, to uważa mnie wciąż za małą dziewczynkę i mam wrażenie, że z trudem godzi się z tym, że mam chłopaka. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasze mamy pewnie całe życie będą nas uważać za ich małe dziewczynki:) Co nie znaczy, że nie będą potrafiły pogodzić się z tym, że już ktoś inny zaczyna być dla nas ważniejszy, by od momentu ślubu- najważniejszy. Myślę, że to przyjdzie im z czasem. U mnie może było łatwiej, bo mama przywykła do tego, że od liceum ciągle ten sam chłopak. Na początku pewnie nie traktowała tego poważnie, ale życie mnie samą nawet zaskoczyło, a co dopiero ją?:) Zobaczysz, że za rok, czy półtora Twoja mama zupełnie inaczej na to spojrzy. Chyba, że już macie poważniejsze plany na ten czas?:)

      Usuń
    2. Właśnie mamy, P. chce w przyszłym roku się oświadczyć. Jesteśmy ze sobą ponad dwa lata. :)

      Usuń
    3. Do przyszłego roku wiele się może zmienić, dlatego trzeba wierzyć, że mama przywyknie do tej nowej sytuacji. Rok to dużo, więc nie martw się na zapas:)

      Usuń
  2. Dobrze, że mama pyta to przynajmniej wiadomo, że nie ma nic przeciwko:D Jak zostałam narzeczoną to byłam bardzo szczęśliwa, ale czułam się trochę oszołomiona i zdezorientowana przez pewien czas, aż przywykłam do tego i została sama radość :) A u nas we wrześniu będzie 5 lat jak się pierwszy raz spotkaliśmy! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzieś już kiedyś pisałam, jak moja mama zareagowała na wieść o naszych zaręczynach:)
    - A ty jesteś wystarczająco dojrzała na małżeństwo? Ja myślę, że nie, skoro nawet swojego pokoju nie potrafisz posprzątać! Jak ty to sobie wyobrażasz! Do małżeństwa trzeba być odpowiedzialnym!
    i tak dalej:)
    Przykro mi było ogromnie, choć wiem, że po prostu nie trafiłam z ogłoszeniem naszych zaręczyn w dobry moment. I myślę że byłam dojrzała na tyle, na ile można być dopiero wchodząc w związek małżeński, i podeszliśmy oboje do tematu odpowiedzialnie. Ale teraz ze śmiechem to wspominam:)))
    Tak więc jak Karolina zazdraszczam docenienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak musiałaś być dzielna, bo ja pewnie od razu bym się rozpłakała. Czas leczy rany, więc później takie momenty gdzieś się rozmywają, ale jednak... Moja mama jest bardzo wyrozumiała i wie, że sobie poradzę. Z tatą mogłoby być gorzej. Pamiętam, jak 2 lata temu zaczął porównywać mnie do mamy. Że ona w moim wieku potrafiła wszystko zrobić i szykowała się do ślubu a ja nawet ciasta nie potrafię upiec. Gdzieś już chyba o tym wspominałam. Bardzo mnie to dotknęło. Wtedy w obronie stanęła moja mama, mówiąc, że jeśli będę musiała to wszystkiego się nauczę. A jeszcze potem u Ciebie przeczytałam pewien post, który bardzo mnie podniósł na duchu. Pisałaś, że w środku nadal czujesz się taka sama jak kiedyś- beztroska i dziewczęca, a jednocześnie stałaś się odpowiedzialna, nauczyłaś się wszystkiego w małżeństwie. Chyba taki sens był tej notki, jak się nie mylę:) To było bardzo dla mnie ważne, bo przez całe życie myślałam o "wielkim trzęsieniu ziemi", które nagle wywróci moje postrzeganie świata i charakter do góry nogami. I będę taką poważną Panią:D Teraz powoli uczę się odchodzić od takich wyobrażeń.

      Usuń
    2. Prawie trzy lata po ślubie i nie wiem, kiedy się zacznę czuć "poważną panią" i czy w ogóle. :D Człowiek jak jest postawiony przed jakąś sytuacją, to się wszystkiego uczy i tyle, bo nie ma wyjścia i jakoś samo idzie. :D Nie Ty pierwsza i nie ostatnia. :):)

      Usuń
    3. Haha, tak samo mam jak Żebrówka:) Pamiętam jak jeszcze w podostawówce patrzyłam na gimnazjalistów i zastanawiałam się kiedy będę taka dorosła... Potem patrzyłam na licealistów... potem studentów... narzeczonych... małżeństwa... wreszcie rodziców... aż w końcu odkryłam... że ja nigdy nie spoważnieję;P Ale to jest piękne, Zainspirowana... Taka dziecięcość u mamy/ żony jest naprawdę czymś pięknym;) A tego, czego będziesz musiała się nauczyć, to się nauczysz;) Trzymam kciuki za Ciebie;*

      Usuń
    4. Czyli wychodzi na to, że każdy tak ma:) Musiałabym mamę zapytać czy ona miała podobnie. Nie wiem, czasem wydaje mi się, że pokolenie naszych mam albo babć to już w ogóle szczyt "poważności i odpowiedzialności". Trzeba chyba poczekać do momentu, aż będziemy babciami, wtedy się wyjaśni:D

      Usuń
  4. 5 lat razem... trochę dużo. "Myślimy o małżeństwie, jednak nie planujemy." Moim zdaniem po tylu latach można się już określić, nie wiem po co tak odwlekać ślub?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, 5 lat to sporo, a odpowiedź na pytanie jest wyżej: nie jesteśmy gotowi na przyjęcie tego Sakramentu. Nie wyobrażam sobie bez odpowiedniego przygotowania duchowego go przyjąć. W tym przypadku nie ma znaczenia ile lat jest się ze sobą. Ważna jest decyzja. Zaczęliśmy być ze sobą, kiedy miałam 17 lat, a to też inna sprawa. Co innego gdybym poznała M. w wieku 30 lat:)

      Usuń
    2. Mimo wszystko zastanawia mnie co można ze sobą robić długie 5 lat jeśli nie przygotowywać się do małżeństwa. Nie mówię, że bezpośrednio bo od tego jest zasadniczo narzeczeństwo, ale przecież 5 lat to mnóstwo czasu żeby było miejsce też na te dalsze przygotowania, rozmowy, obserwowanie się wzajemnie, także już duchowe nastawianie się na to, że związuję się z tą jedną konkretną osobą. Chyba że chodzicie ze sobą, bo tak na razie jest dobrze, ale dalszej perspektywy brak - to jest duża nieodpowiedzialność i przyznam, że żal mi dziewczyn, które godzą się na takie długie chodzenie z którego nie wiadomo co wyjdzie. Jakoś nie trafia do mnie argument nieprzygotowania duchowego. Nie obawiasz się, że przechodzicie ten związek? A tak w ogóle co do małżeństwa, to myślę że wielu młodych małżonków, w tym także ja, powie Ci, że nie ma idealnego czasu na ślub, czasu w którym byłoby się i duchowo i psychicznie i ekonomicznie świetnie przygotowanym. W większości przypadków po prostu podejmuje się jakieś ryzyko, ale razem i z wizją że wspólnie będziemy sobie radzić z tym co przed nami i z tym, że mamy braki z przygotowania przed ślubem, czy wyniesione jeszcze z domu.
      K.

      Usuń
    3. I właśnie tutaj zależy jak spojrzymy na pewne kwestie. Z jednej strony masz rację, bo rzeczywiście bycie ze sobą w związku to już swego rodzaju przygotowywanie się, jednak ja miałam na myśli "coś więcej". Czyli konkretne deklaracje i wzięcie odpowiedzialności za nasze decyzje. Taką deklaracją jest narzeczeństwo, tyle, że na tym etapie można się jeszcze wycofać. Dużo w tej kwestii zależy od konkretnego związku. Nie da się całkowicie przygotować na małżeństwo, to fakt. Podpisuję się pod tym rękami i nogami. Tak samo ekonomicznie czy psychicznie. Jednak ja wspomniałam o odpowiednim duchowym przyjęciu Sakramentu, który potem będzie trwał cały czas w małżeństwie. Weźmy nawet na tapetę samą przysięgę. Ile ona w sobie zawiera i jak dobrze należy ją poznać, aby świadomie móc ją wypowiedzieć przed Bogiem, w obecności świadków i przed tą ukochaną osobą. Po to jest właśnie narzeczeństwo. I jeśli kogoś to uspokoi to możemy powiedzieć, że my do narzeczeństwa właśnie się przygotowujemy:) Zawsze żyła w nas świadomość przyszłego małżeństwa, jednak to nie znaczy, że od razu mamy się pobierać:) Znam osoby, które były na tyle dojrzałe, aby jeszcze przed 20 się pobrać, ale u nas nie było takiej dojrzałości. Dopiero teraz pojawiają się w naszym związku konkretne i zarysowane plany. Dlatego, że zaczynamy coraz bardziej utwierdzać się w tym, że będziemy w stanie stworzyć małżeństwo na dobrym fundamencie. I nawet przez myśl nie przeszło mi nigdy, że możemy przechodzić nasz związek. Każdy rok jest dla nas nowym etapem i każdego roku odkrywamy w sobie coś nowego. Z racji tego, że w tak młodym wieku zaczęliśmy być ze sobą dokładnie widzę, jak się zmienialiśmy i dojrzeliśmy. Ludzie, którzy nas znają, wiedzą też o pozostałych, naszych osobistych powodach, dla których tego ślubu nie możemy teraz przyjąć, ale ten główny, którym się teraz kierujemy wciąż jest przepracowywany, aby ze świadomością ten Sakrament przyjąć. Mam nadzieję, że rozwiałam wątpliwości i pochopne opinie:) Pozdrawiam Cię serdecznie.

      Usuń
    4. Po czym chcesz poznać, że jesteście gotowi duchowo przyjąć Sakrament?

      Usuń
    5. I czym jest dla Ciebie "odpowiednie przeżycie duchowe"?

      Usuń
    6. Napisałam to co myślę i czuję gdzieś w środku. Może dobrałam złe określenia, ale mając na myśli odpowiednie przeżycie duchowe, chodziło mi o pełną świadomość i powagę sytuacji, a nie odbębnienie ślubu tylko dlatego, że w końcu by pasowało i bez żadnego przekonania, że ten Sakrament coś zmienia. Nigdy pewnie do końca nie będziemy przygotowani i gotowi w 100%, jeszcze raz chcę to zaznaczyć, jednak w każdym związku przychodzi taki moment, kiedy możemy z czystym sercem powiedzieć, że jesteśmy w najbardziej odpowiednim momencie na ślub. Nie wiem, może żyję w jakimś totalnie głupim przekonaniu, tylko i wyłącznie z racji tego, że nie nie jestem żoną. Jednak nie wydaje mi się, aby to jak próbujemy wyjaśniać sobie pewne rzeczy było w jakikolwiek sposób złe. Ważne, że chcemy wszystko przeżywać świadomie i odpowiedzialnie i do tego chcemy dążyć, aby było jak najlepiej.

      Usuń
    7. Ja wcale nie myślę, że to źle. :) Co prawda nie ogarniam tego i odczucia mam podobne do K. (do innych powodów, o których pisałaś kiedyś się nie odnoszę, bo to doskonale znam), ale nie uważam, żeby to było głupie.;) Pytam, bo czytając Ciebie, widzę, że bardzo na serio do tego podchodzisz, dlatego się zastanawiam, jaki poziom dojrzałości uznajesz za odpowiedni i po czym go poznasz, skoro to Twoje to dla Ciebie za mało. ;)

      Usuń
    8. Ale w sensie czego nie ogarniasz dokładnie?:) Powód, o którym pisałam kiedyś jest między innymi jednym z głównych. Czy w naszej obecnej sytuacji moglibyśmy pozwolić sobie na ślub? My sami osobiście wiemy, że nie. Nie wiem jaka sytuacja była u Ciebie, ale dla nas te prawie 5 lat wyglądało zupełnie inaczej, niż gdybyśmy poznali się w późniejszym wieku. 2 lata z tego to była szkoła, gdzie człowiek ślub widział tylko w jakiejś nieokreślonej odległości. Taka młodzieńcza miłość, która nie było wiadomo czy okaże się czymś więcej, ale jak się okazało przerodziła się w poważny związek. A co z parami, które nawet i od gimnazjum są ze sobą? Mają się pobierać w liceum, bo limit im się przedłużył?:) No trochę żartuję, ale akurat trzeba samemu rozeznać kiedy, gdzie i jak. Nawet nie samemu, ale a tą drugą osobą przede wszystkim. No nie ukrywam, że dla nas małżeństwo jest na serio i nie ma mowy aby było "nie na serio". Chyba każdy poważnie traktuje przysięgę złożoną w Kościele. Hm za mało? Powiem szczerze, że nigdy nie myślałam w ten sposób. Może słowo pisane daje takie wrażenie, ale jakoś w środku nie czuję tej dojrzałości. Nie wiem skąd to wynika.

      Usuń
    9. A teraz jesteście z sobą na serio? Czy nie na serio? Bo piszesz tak, że ja wciąż nie wiem... A to dla mnie osobiście dziwne po 5 latach związku, w wieku 22 lat, czyli już na jakimś etapie dojrzałości, że nie lgniecie po prostu do małżeństwa. Zwłaszcza, że wnioskuję, że żyjecie oboje w czystości, wybacz że tak otwarcie to napiszę, ale 5 lat wytrzymywać i nie starać się nic pospieszyć? ;) Wiesz, obawiam się, że i na dzień przed ślubem możesz tej dojrzałości w środku nie poczuć, i co wtedy? Tu nie chodzi tylko o liczby i pobieranie się w liceum, ale studia - czyli czas, kiedy się już trochę wyszło z domu, zwłaszcza jak wiąże się to z wyprowadzką, to już jest taki moment, że można się spokojnie zaręczyć i planować konkretniej, odważniej przyszłość. Mnie ogólnie trochę dziwi, że zasłaniasz się niedojrzałością duchową po tym, co czytam u Ciebie na blogu.
      K.

      Usuń
    10. O to to! Nie ogarniam i nie widzę na tym blogu niedojrzałości duchowej (że rozkmin milion pięćset sto dziewięćset, sto razy więcej niż to warte to tak, ale nie brak dojrzałości!:)) i przez to, że tak mądrze zawsze piszesz, tekst o niegotowości brzmi mi jak wymówka i zasłanianie się. :D (to komplement, żeby nie było!:):)

      Biorę poprawkę na Wasz wiek. ;) My co prawda zaczęliśmy być razem jak mieliśmy po 18 i 19 lat i temat ślubu padł bardzo szybko, ale jestem w stanie zrozumieć, że jak się ma 17 to się o tym nie myśli. ;) Nie mówię o możliwościach, wiadomo, to nie tak, że się da "po prostu wziąć ślub" i po sprawie. Ale gdybyście teraz mieli możliwości? Nawet po odliczeniu tych dwóch głupich szkolnych lat, uznamy, że "na serio" jesteście razem 3 lata. Gdybyście nie mieli tych wszystkich przeszkód,też wizja ślubu byłaby abstrakcją? Nie zrozum mnie źle, nie chcę Cię tu cisnąć, ani nic sugerować. Po prostu ciekawi mnie Twój, tak inny od mojego, punkt widzenia. Bo ja to, wiesz, krótka piłka. :) Albo kocham, albo nie, albo chcę być z kimś do końca życia, albo nie. Jak odpowiedź brzmi tak, to się biorę za robotę i tyle, a nie rozkminiam do emerytury:p Jeszcze raz- o nastawienie mi chodzi i podejście do związku, a nie o możliwości ekonomiczne itp.

      Usuń
    11. A! Nie twierdzę, że się zasłaniasz! Żeby nie było. :p Ale mi to gadanie o braku dojrzałości się nie zgrywa z Tobą i się zastanawiam, jakich Ty w takim razie cudów od siebie wymagasz. Zdolności pisania encyklik o małżeństwie?? ;);)

      Usuń
    12. Mi się wydaje że za dużo się naczytałaś:) Każdy to przeżywa inaczej. Nie czekajcie na coś, co nigdy się nie stanie:) Tak naprawdę do małżeństwa nie trzeba być jakoś super hiper uduchowionym, dojrzałym, świadomym. Dlaczego? Bo dojrzewać i uduchawiać tak naprawdę będziecie dopiero u swojego boku, a pełną świadomość, jak wielką naprawdę sprawą jest małżeństwo, będziemy mieli wszyscy dopiero po drugiej stronie, jak zobaczymy wszystko z Bożej perspektywy:) Potrzebna jest tylko (i aż) decyzja, że chcecie założyć rodzinę i kochać się nierozerwalnie, wiernie i do śmierci. To starczy.

      Usuń
    13. Jesteśmy ze sobą na serio. Nigdy tego nie ukrywałam i tak naprawdę od samego początku traktowałam nasz związek na serio. Mimo, że wtedy człowiek zupełnie inaczej patrzy na pewne rzeczy. Gdybyśmy mieli przed sobą zupełnie czystą przestrzeń, bez żadnych przeszkód, pewnie za rok bylibyśmy małżeństwem. Zresztą M. kilka razy wspominał, że gdyby tylko mógł to nawet w tym roku by mi się oświadczył. Staram się w tej kwestii też Jemu zaufać. Co innego gdyby odciągał to wszystko w bliżej nieokreśloną przyszłość, mówiąc, że mamy czas, najpierw kariera i praca, tak jest nam wygodniej... Wtedy pewnie zapaliłaby mi się czerwona lampka, jednak u nas nic takiego się nie dzieje. I akurat to, że chcemy poczekać jeszcze chwilę, nie musi oznaczać, że nie traktujemy tego związku na poważnie. Nie wiem może rzeczywiście za dużo się naczytałam, ale pewną świadomość i dojrzałość mimo wszystko trzeba mieć decydując się na ślub. Para 16 latków też może powiedzieć, że się kochają i chcą założyć rodzinę i może rzeczywiście tak czują, ale czy aby na pewną są gotowi? Pewnie są takie wyjątki. Decyzja jest najważniejsza, ale trzeba brać pod uwagę też inne czynniki. Ale to zupełnie temat rzeka. I nawet przez myśl mi nie przeszło, aby zasłaniać się dojrzałością:) Pisząc nie można do końca przekazać tego co się chce, więc pewnie myślimy podobnie, tylko nie możemy się zrozumieć:D Po prostu gdzieś tak wewnętrznie czuję, a nasza sytuacja może nieprzypadkowo jest taka a nie inna? Może tak ma być? Może tak Bóg nas pokierował i może ma dla nas idealną datę ślubu? Ja w to wierzę, i chce też Jemu trochę zaufać. Ślub to nasza decyzja, ale sami daleko nie zajedziemy.

      Usuń
    14. U na była przede wszystkim świadoma decyzja by założyć rodzinę i kochać tego konkretnego człowieka do końca życia była najważniejsza. Inne czynniki też, wiadomo, ale nie tak ważne. W sumie jak się zaręczaliśmy tylko o tym myśleliśmy. Żeby być razem, zbudować rodzinę, kochać się- do końca życia. Na rozkminy nad przysięgą małżeńską i inne takie przyszedł czas w narzeczeństwie... I dalej po ślubie, gdzie dopiero wtedy naprawdę się tą przysięgę odkrywa, wcześniej to takie teoretyczne... No ale tak było u nas, a może u Was też to wynika z Waszych charakterów po prostu? Ja jestem impulsywna i bezpośrednia, nie lubię zbytnio się rozwodzić nad niczym tylko działać, ale moja siostra- bardzo drobiazgowa, konkretna i ambitna osoba też zawsze mówiła, że tyle spraw do przedyskutowania jest przed zaręczynami. Nigdy tego nie mogłam skumać nad czym ona tak rozkminiala ;)

      Usuń
  5. Niby nic wam nie ucieknie, i ja w ogóle jestem zdania, że nie ma się co spieszyć, ale 5 lat to sporo, choć jesteście bardzo młodzi ;) Módlcie się sporo o odwagę do tego dorosłego życia... Żebyście niczego nie żałowali [także tego, że nie pobraliście się wcześniej ;)] Dobre narzeczeństwo jest ważne i nie powinno się ograniczać tylko do przygotowania ślubu i wesela, ale być też czasem wzajemnego poznawania się w najróżniejszych sytuacjach, więc uważajcie by nie wpaść w tę popularną pułapkę w stylu "skoro już tak długo jesteśmy razem, to narzeczeństwo jest formalnością i może być krótkie". Warto o takich sprawach rozmawiać, choć wiem że to nie łatwe gdy się już czeka, a o oświadczynach decyduje mimo wszystko mężczyzna ;)
    Jeszcze raz... Odwagi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:) Odwaga się przyda:) A krótkie narzeczeństwo, to to czego chcemy uniknąć:) W dodatku to czas, kiedy człowiek może autentycznie oswajać się z myślą: "Będę żoną":) Dla mnie na razie to nie do wyobrażenia:)

      Usuń
  6. Wydaje mi się, że wiem, co masz na myśli, pisząc o tej dojrzałości. Odkryłam już dawno, że czuję, jakbym była 3 lata młodsza, a wyglądam na jeszcze młodszą;) Gdybym zdawała teraz maturę, wszystko by mi pasowało. Ale ja teraz bronię już licencjat! I też nie wyobrażam sobie małżeństwa, jestem taką bardzo małą dziewczynką, która wstydzi się odezwać w sklepie, zadzwonić do pani dziekan, pójść do banku. I jestem kompletnie nieodpowiedzialna:D Chociaż może jestem skrajnym przypadkiem;)

    Myślę też, że skok na głęboką wodę jest najlepszy :D Ale... na razie nie mam ani stroju kąpielowego (sama się nie nadaje), ani basenu (warunków), haha i nie mam karnetu (oświadczyn), tak kontynuując przenośnię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetne porównanie do tego skoku na głęboką wodę:D Ten strój kąpielowy, basen i karnet:D Jak na to wpadłaś?:D

      Usuń
  7. Przede wszystkim to Ty powinnaś czuć się gotowa, jeśli chodzi o małżeństwo czy zakładanie rodziny. Powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń