Jestem! Obiecałam wrócić z nowymi pokładami energii, więc wracam:) Wiele się wydarzyło. Po pierwsze, zostałam oficjalnie zaproszona na lipcowy ślub przyjaciółki:) Nie widziałyśmy się tyle czasu! Bałam się tego spotkania, a jednocześnie cieszyłam jak dziecko, kiedy w końcu wyściskała mnie za wszystkie czasy. Obawiałam się też NAS SAMYCH. Przecież ten upływ czasu mógł nas zmienić diametralnie. I co wtedy? Obawy były bezpodstawne:) Nic się nie zmieniła, nadal jest taka wygadana i energiczna jak w liceum, a ja? Chyba nadal taka spokojna i śmiejąca ze wszystkiego jak dawniej. Było cudownie!
Po drugie, rozmowy na temat studiów i bliżej nieokreślonej przyszłości mam już za sobą. Czuję się spokojniejsza, mimo że moje wszelkie plany i wyobrażenia musiały ulec przewartościowaniu. Odważyłam się powiedzieć. Reszta w rękach Boga. Jaką zaproponuje dla mnie drogę?- pytam siebie samą każdego dnia.
Po trzecie, prawdopodobnie M. wyjedzie do pracy za granicę. I prawdopodobnie beze mnie. Temat wyjazdu pojawiał się już wcześniej, ale nie myślałam, że naprawdę może dojść do skutku. Na ile wyjedzie? Wszystko okaże się w czerwcu po zakończeniu sesji egzaminacyjnej. Jeśli egzaminy nie przeciągną się do lipca, to prawdopodobnie już w czerwcu. Wróci na ślub przyjaciółki, po czym wyjedzie na kolejny miesiąc. Pocieszam się tym, że chociaż calutki wrzesień spędzimy razem. A może w sierpniu ja wyjadę z nim? Nic nie jest pewne i ustalone. Rozmawialiśmy kilka godzin zanim podjął decyzję. Nie namawiałam go do wyjazdu, ale też nie protestowałam. Płakałam najciszej jak tylko się dało. W głębi serca nie chcę tej rozłąki, ale jego sytuacja jest inna niż moja. W dodatku wiem, że myśli o własnym aucie, wspólnych wakacjach i... pierścionku. Tak, właśnie tak powiedział. Poczułam ciepło na sercu, kiedy o tym wspomniał, po czym dotarło do mnie, że to wszystko może być za niedługo takie realne. Tylko dlaczego kosztem naszego czasu razem? Uśmiech przez łzy... Wolałabym chyba nie mieć tego pierścionka, ale być z nim tutaj. A poza tym? Boję się. Na początku każdy mówi: "Jadę na chwilę". Po czym wraca po kilkunastu czy kilkudziesięciu latach, albo i wcale. Niby jesteśmy zawzięci, aby w Polsce budować swoje miejsce, ale życie jest życiem... Wszystko jest takie niepewne.
Po czwarte, polecam "Życie na pełnej petardzie":) Jestem mniej więcej w połowie książki, ale już polecam, bo naprawdę warto. Szczególnie tym, którzy w pewnym sensie czują, że ich życie i wiara są totalnie stracone i żadnego dobra nie da się z tego życia wyprowadzić. Da się:) A co najlepsze- koszt ze sprzedaży książki trafia na rzecz Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio.
Znam wiele przykładów osób, które wyjeżdżały tylko na miesiąc, dwa, tylko na wakacje, a skutki dla związku były opłakane. Z resztą sama na własnej skórze tego też doświadczyłam, u mnie skończyło się koszmarnie, a miało być cudownie - pieniądze, lepsza przyszłość... i nie chcę straszyć, ale radzę się bardzo bardzo poważnie nad tym zastanowić, zwłaszcza że piszesz "Wolałabym chyba nie mieć tego pierścionka, ale być z nim tutaj." [myślałam bardzo podobnie i też po cichu płakałam]. Kasa to nie wszystko, własne auto, wyjazd na wakacje... to wszystko nie zając, nie ucieknie. Lepiej mieć mniej a razem :) Może jestem przewrażliwiona, wiem że sporo zależy od związku, od was, ale chyba za dużo ostatnio miałam takich złych przykładów związanych z wyjazdami znajomych dookoła siebie. Pomyślcie, ustalcie, a jeśli to naprawdę konieczność i jest jakaś opcja, żebyś dołączyła do niego choć na ten sierpień, to rób co się da by pojechać :)
OdpowiedzUsuńKs. Jan zawsze spoko ;)
Poniekąd rozumiem to co piszesz, bo jak wspomniałaś, sama doświadczyłaś podobnej sytuacji. Kiedy rozmawiałam z M. bardzo płakałam. Nie chciałam tego jego auta, mimo, że czasem nie miał do mnie czym przyjechać i chodził pieszo kilkanaście kilometrów. Nie chciałam wspólnego weekendu, mimo, że obiecywał go od dawna. Ani tego pierścionka nie chciałam za wszelką cenę. Ale potem przemyślałam wiele spraw. W naszym przypadku chodzi jedynie o pracę na wakacje. Oboje nie bierzemy pod uwagę emigracji na dłuższy okres. Często rozmawialiśmy o przyszłości po studiach i nigdy nie padło: "Wyjedziemy za granicę". Chcemy próbować tutaj. Pewnie w większym mieście, ale tutaj. W to, że M. znajdzie pracę w ogóle nie wątpię, bo w jego zawodzie pracy jest sporo. Możemy też liczyć na rodziców. w razie ewentualnego ślubu. Podejrzewam, że moi rodzice już nieco o tym myślą, mimo, że dla mnie to czysta abstrakcja:) Zobaczymy co życie przyniesie. Oboje nie chcemy uciekać, ale jeśli uciekać to tylko razem i po ślubie. Do tego czasu studia, więc o wyjeździe dłuższym niż wakacyjnym nie ma mowy:) W dodatku M. będzie mieszkał i pracował z dwiema osobami z mojej bardzo bliskiej rodziny, więc jestem spokojna, bo będzie w dobrych rękach. Jeśli pojawi się możliwość pojechania z nim w sierpniu to nawet nie będę się zastanawiać:) Dzięki, że chciałaś się podzielić swoimi doświadczeniami:*
UsuńWiesz... u nas to ja wyjechałam na dwa, trzy miesiące i w sumie dobrze nam to zrobiło. Ale jakby nie patrzeć - nawet przed ślubem spędzaliśmy ze sobą niemalże 24h na dobę.
OdpowiedzUsuńJeśli jest możliwość, żebyś do niego dołączyła na jakiś czas, to byłoby świetnie :) A jeśli nie... To liczę, że z każdej trudnej sytuacji będziecie potrafili wybrnąć :) Będzie dobrze :)
Dzięki za dobre słowa i przypomnienie, że przecież z każdej sytuacji można wynieść wiele dobrego:)
UsuńJa żyłam w związku na odległośc. I dało radę:) Widywaliśmy się czasem rzadziej, niż raz na miesiąc. (wiecznie, brak pieniędzy z jego strony). Ale widocznie tak miało byc. Teraz żyjemy 3-4 km od siebie i nawet, jak oboje pracujemy od rana, to widujemy się może 2 razy w tygodniu. Tak to z moim narzeczonym jest. A ja przyzwyczaiłam się. I powiem Ci, że też na początku naszego związku, ciągle mi powtarzał, że on chce wyjechac i spełniac marzenia, że na pewno wyjedzie. A ja , żeby nie jechał, bo szkoda, by było. A on swoje. Aż za którymś razem powiedziałam, że niech jedzie, nawet, że to świetna myśl, bo będę jezdzic do niego na weekendy i wakacje- i wiesz co? Od tamtego czasu, już nie chce. :)
OdpowiedzUsuńA ostatnio oglądałam wywiad z tym księdzem i bardzo ciekawe jest, jak walczy z chorobą. :)
Dużo zależy od charakteru człowieka i od samego związku. Ostatnio spotkałam koleżankę, która jest bardzo ograniczana i kontrolowana w swoim związku. Nie może mieć kolegów, jedynie koleżanki. A jak chciała się spotkać z kolegą, którego zna jeszcze dłużej niż swojego chłopaka, to musiała szukać przyzwoitek i ukrywać to spotkanie w tajemnicy. Pomyślałam wtedy, że nikogo lepszego od M. nie mogłabym chyba sobie wymarzyć. I wcale nie chodzi tylko o kontakty towarzyskie. Ale o szacunek czy zaufanie chociażby. Dlatego myślę sobie, że to chyba TEN. Nie wyobrażam sobie inaczej i nawet nie chciałabym wyobrażać. I to pozwala mi spojrzeć na te rozłąki nieco głębiej. Nie obawiam się. Jeśli rzeczywiście Bóg będzie chciał nas poprzez te kręte ścieżki wyprostować, to chcę tych krętych ścieżek:)
UsuńKsiążkę polecam jeszcze bardziej niż wywiad:) Może znajdziesz chwilę, aby poczytać, bo czyta się bardzo szybko:)
Łatwo mi mówić, ale myślę, że trochę przesadzone są poglądy o szkodliwości takiego rozwiązania. Tęsknotę i to wszystko pomijam, wiem, że na pewno jest ciężko, w każdym razie moja przyjaciółka jest z narzeczony chyba już 3 lata - od dwóch jeździ cyklicznie do pracy za granicę (on). Wraca co ileś czasu na 2-3 tyg. i z powrotem jedzie. Na wakacje ukochana do niego dołącza i nic złego się nie dzieje ;)
OdpowiedzUsuńHm, nie jestem może za związkiem na odległość, ale przecież nie można generalizować, że każdy związek rozpadnie się przez rozłąkę. Czasami okazuje się, że potrezbujecie czasu dla siebie, a tęsknota może też wzmocnić uczucie. Więc nie zakładaj, że będzie źle, bo jak to założysz, to faktycznie spiszesz związek na straty. Poza tym twój M. nie wyjeźdża bawić się na całego, tylko pracować. Możesz mówić, że nie chcesz pierścionka i to jest jasne, ale faceci mają trochę inny punkt widzenia, więc musisz mu pozwolić się wykazać. No i przede wszystkim musisz mu pozwolić być mężczyzną :) Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuń