poniedziałek, 13 stycznia 2014

Bo jest kilka beznadziejnych dni

Tęsknię za domem. W sumie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, ale... Zawsze jest jakieś "ale", które z tej "dobrej tęsknoty" musi zrobić tą dramatyczną.

Po świętach wcale nie miałam ochoty wyjeżdżać z domu. Ogólnie rzecz biorąc, to nigdy nie mam na to ochoty, ale zawsze mniej lub bardziej sobie z tym radziłam. Do ostatniego razu. Już tydzień siedzę tutaj i co? I nic. W środku jestem taka jakaś inna. Nie potrafię opisać tego stanu. Czuję się jakbym była w podróży dookoła świata, a zapomniała spakować do torby aparat fotograficzny. Myślę sobie, że tak naprawdę ja też jestem w pewnej podróży. W prawdzie nie dookoła świata, ale zdecydowanie jest to podróż. To wyprawa za lepszym życiem, za dobrym wykształceniem, za szansą na rozwój, za wiedzą. Tylko, że zostawiłam w domu coś cenniejszego. Bliskie mi osoby i ich miłość, ciepło rodzinnego domu, radość ze spędzania wolnego czasu razem. Wiem, wiem, wiem. Taka jest kolej rzeczy. Człowiek kiedyś musi zacząć żyć własnym życiem i odciąć pępowinę. Pomyśleć o wykształceniu i pracy, o własnej rodzinie, może o swoich czterech ścianach... Gdyby to było takie proste. Chciałam pójść na studia, naprawdę chciałam i wiem, że chcę studiować. Nigdy nie byłam typem ścisłowca, więc wybór kierunku z nauk społecznych był dla mnie rzeczą naturalną. Rodzice od początku mnie wspierali, ale niektórzy od razu skazali moją edukację na porażkę i niepowodzenie. Wiem, że będzie ciężko i mam tego świadomość, ale z drugiej strony mam zamiar próbować do końca i nie poddawać się. Ludzie tego nie rozumieją, z łatwością oceniają a ja, jak to ja, biorę wszystko za bardzo do siebie i popadam w "rozpacz". Myślę: "Po co mi te studia? Mogłam pojechać za granicę tak jak wszyscy i byłoby świetnie! Po co mam się uczyć, skoro i tak nic z tego? Po co moi rodzice mają tracić swój czas i pieniądze na moje studia?" W takich momentach tęsknię najbardziej. W momentach kiedy wątpię w to co robię i obawiam się tego co będzie. Kiedy jestem niepewna swojej przyszłości i kiedy czuję się rozdarta między dwoma miejscami nie czując, które jest tym "moim" miejscem.

Powoli zaczyna się okres zaliczeń, egzaminów, a co gorsza jeśli i poprawek. Nie lubię tego czasu, bo za bardzo mnie paraliżuje. Nie potrafię się zmobilizować, zmotywować do działania. Mam ochotę jedynie wykrzyczeć: "Święty Józefie z Kupertynu, ratuj!"

P.S. Wybaczcie mi ten okropny i pesymistyczny post. Musiałam się wygadać.

8 komentarzy:

  1. Będzie dobrze, zobaczysz ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic nie zostawiłaś. Twoi bliscy są cały czas blisko Ciebie, nawet i duchem ale są. Mam znajomych, którzy nie mają takiego szczęścia. Rozbite rodziny, brak mamy, taty, ciepła. Po prostu wieje chłodem. My nie mamy co płakać - bo mamy gdzie wracać, mamy za czym tęsknić i trzeba dziękować dzień w dzień, że mamy takie szczęście. O tym trzeba myśleć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Sama prawda. Pewnie wyszło na to, że jestem rozkapryszoną dziewczynką, która wszystko ma a i tak jej źle. Jednak wbrew pozorom tak nie jest. Codziennie dziękuję Bogu, że mam takie życie i takich ludzi wokół. Przychodzą jednak takie chwile, gdzie faktycznie jest mi wewnętrznie źle. Każdy tak ma i to normalne. Staram się czerpać wiele radości z życia i wiele tej radości dawać, ale raz jest dobrze a raz przychodzi cierpienie. Ale faktycznie masz rację:)

      Usuń
    2. Wcale nie jesteś rozkapryszona. Bardzo dobrze znam te emocje, nie raz wyjeżdżałam, zostawałam bez bliskich i znam uczucie ściskania w dołku z bezradności i samotności.
      Tylko trzeba z tym walczyć.
      Skoro jest czasem źle, zmieniaj swoje życie tak by było choć trochę przyjemniej. Nie myślałaś o jakichś wolontariatach, praktykach, szkoleniach, kursach w miejscach gdzie spotkałabyś ludzi podobnych do siebie? Nie znam Twoich zainteresować ani kierunku studiów, ale w chwilach płaczów i smutków trzeba uciekać do ludzi. Może zostać potrzebnym, pomóc komu? A i Twoje CV na pewno odwdzięczy się Tobie za kilka lat jeśli coś do niego dopiszesz :)
      Sprawdź też co się dzieję w Twoim miejscu studenckim. U mnie choć mieścina "zadupna" są darmowe medytacje, kółko szydełkowania (darmowe), które są raczej pretekstem żeby kobitki się łączyły. Nie samą nauką człowiek żyje!:)

      Usuń
  3. Wiesz, każdy ma gorsze okresy w życiu, i potem to, jak sobie z nimi poradzimy, daje nam satysfakcje, poczucie wlasnej wartosci i w sumie jakos kształtuje naszą osobowośc. Tak, łatwo mi mówić, ale tez planuje isc na studia, wiec domyslam sie co mnie czeka ..;p Ale dasz rade, my tu, w blogosferze, jestesmy z Tobą duchem :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, nie bój się być sobą... Tak po prostu. To, że opisujesz na tym blogu swoje przeżycia nieco smutniejsze, nie tak "wzniosłe", nie jest oznaką słabości. Jesteś wrażliwą, wartościową osobą, a Twoje obawy o przyszłość są bardzo podobne do moich... Bóg bardzo pragnie, aby Mu oddać to wszystko, także swój lęk. Aby Mu tak naprawdę, do końca zaufać.
    Możesz liczyć na moją modlitwę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:):* Na pewno modlitwa się przyda i te wszystkie dobre słowa od Ciebie i od innych. Jakoś tak lepiej człowiek znosi to wszystko.

      Usuń