Chciałabym być takim mocnym drzewem, które dzięki swoim słabościom nabiera siły. I nawet jeśli czasem za bardzo się wszystkim przejmuję to niech to będzie tym korzeniem który utwierdza.
"Mamy wypowiadać prawdę, gdy inni milczą. Wyrażać miłość i szacunek, gdy inni sieją nienawiść. Zamilknąć, gdy inni mówią. Modlić się, gdy inni przeklinają. Pomóc, gdy inni nie chcą tego czynić. Przebaczyć, gdy inni nie potrafią. Cieszyć się życiem, gdy inni je lekceważą." bł. ks. Jerzy Popiełuszko
wtorek, 1 lipca 2014
Być jak mocne drzewo
Szmat czasu za nami, a ja za każdym razem kiedy mamy się spotkać przerabiam nogami, spoglądam na zegarek, wariuję ze zdenerwowania i cuda wianki. A kiedy wiem, że czeka nas rodzinne spotkanie chociażby w święta, to już koniec. Takie sytuacje zupełnie mnie destabilizują, w porównaniu z moim M., który o dziwo idealnie się w takiej sytuacji odnajduje. No i wtedy czuję się jak taka sierotka Marysia zagubiona przy stole. To wszystko jest takie... dziwne i stresujące. Mój M. wbrew pozorom też się stresuje, czuję to i widzę po nim. I chciałabym chociaż na pocieszenie usłyszeć, że u Was też tak było. I minęło.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hehe, a u nas "przebieranie nóżkami" to taki synonim, że nie możemy się czegoś doczekać, spotkania na przykład ;)
OdpowiedzUsuńSpokojnie :) To pozytywna oznaka, że oczekiwanie na M. wywołuje w Tobie emocje ;) Chyba nie wolałabyś go witać postawą: "No doooobra, skoro już przyjechałeś, to trochę z Tobą posiedzę, niech Ci będzie" ;) Oczywiście przesadzam, ale to tak dla kontrastu, żebyś zobaczyła, że lepsze zdenerwowanie (taką Cię M. kocha) niż brak jakichkolwiek emocji ;) Może to też dlatego, że nie widujecie się za często, bo gdybyście mieli się spotykać np. kilka razy w tygodniu to szybciej byś przywykła do Waszych spotkań, nie że rutyna, tylko po prostu nie traktowałabyś tego jak święto, tylko jak coś normalnego ;) W każdym razie popatrz na to w kontekście, że cały czas się dla niego starasz, że Ci zależy, że Wasze randki to coś wyczekiwanego i jesteście dla siebie ważni i stąd też pewne zdenerwowanie, które pewnie i u niego jest nie tylko w czasie spotkań rodzinnych, tylko może się nie przyznaje ;)
A odnośnie Świąt i stresu przy stole - u nas przy pierwszych spotkaniach, gdy siadaliśmy do rodzinnego obiadku, to uwierz mi, że stresowali się WSZYSCY - i w sumie nie jestem w stanie powiedzieć, kto najbardziej, bo i moja rodzinka, i ja, no i mój chłopak oczywiście - po wszystkich było widać zdenerwowanie, ale myślę, że trzeba przyjąć to za coś naturalnego - im więcej rozmawiamy i się poznajemy, tym ten stresik mija i już jest w miarę ok, ale troszkę wody musiało upłynąć ;) A odstresować się można potem w ramionach ukochanego ;)))
Wiesz, w sumie to nie spojrzałam na to od tej bardziej pozytywnej strony. Cały czas miałam wrażenie, że to "coś nie tak", "coś nienormalnego". Ale jak widać, warto spojrzeć na to inaczej, co nie ukrywam trochę mnie uspokoiło:) A i widzę, że przy rodzinnych spotkaniach chyba miałaś gorzej, bo skoro mówisz, że WSZYSCY się stresowali to ja wymiękam:D U mnie tylko chyba ja i mój chłopak. Może ewentualnie mama.
UsuńKażdy chciałby być silnym; szkoda, że nie każdy potrafi.
OdpowiedzUsuń