sobota, 5 lipca 2014

Czystość przedmałżeńska

Przez pewien okres czasu na wielu blogach przewinął się temat czystości przedmałżeńskiej, którego ja osobiście nie chciałam podejmować. Jednak ostatnio "coś mnie tknęło". Może komuś to pomoże w walce o czystość, tak jak mnie kiedyś pomagały posty innych i w gruncie rzeczy nadal pomagają.

CHCEMY CZEKAĆ. Rozmawialiśmy o tym już wiele razy i nadal rozmawiamy, mimo "oczywistej oczywistości". Wiemy dlaczego chcemy wytrwać do ślubu i czego oczekujemy od siebie nawzajem w tej kwestii. Kiedy zaczęliśmy być ze sobą myślałam: "Kurde, przecież każdy facet tego chce. Nie ma szans abyśmy wygrali." Myliłam się. I Bogu dziękuję za takiego faceta. Takiego, który jest odpowiedzialny za nas i konsekwentny w tym co robi. Który rozumie i stara się jak najlepiej. Nie traktujemy czystości jako męczarnię czy katorgę, choć wiem, że spora część społeczeństwa tak właśnie czystość postrzega. Dla nas czystość jest po prostu darem, który możemy dać drugiej osobie. Nie ma sensu rozwodzić się nad "za i przeciw" lub "dlaczego warto współżyć przed ślubem bądź nie", bo każdy uważa inaczej wedle własnego sumienia. Dla nas wielką wartość ma przede wszystkim wiara i nie wyobrażamy sobie zjednoczenia bez sakramentu.

No dobra. Było kolorowo, więc czas teraz ściągnąć optymistyczne, różowe okulary. Niby wszystko jest przegadane, niby wiemy czego chcemy, wyznajemy pewne zasady i wartości, ale kiedy stykamy się z rzeczywistością bardzo łatwo o upadek. Jesteśmy ludźmi, którzy upadają i nic na to nie poradzimy. Naszym obowiązkiem jest jedynie walka i jestem dużo bardziej silniejsza w tej walce dzięki Wam. Tak, tak, dzięki Wam:) Pamiętam, że zanim zaczęłam swoją przygodę z blogowaniem moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Kiedy po raz kolejny zrobiliśmy krok za daleko, kiedy po raz kolejny w miesiącu klękałam do spowiedzi zdenerwowana i kiedy wydawało mi się, że ten problem nikogo innego nie dotyczy, jednocześnie czułam się jak wrak człowieka. Wielokrotnie zastanawiałam się czy jeśli rzeczywiście dojdzie do ślubu to będzie on miał jakikolwiek sens, skoro tyle razy powtarza się tradycyjny scenariusz: upadek-spowiedź-upadek-spowiedź. Tak samo wiele razy zastanawiałam się co będzie jeżeli rozstaniemy się z jakiegoś powodu i jak będę się czuć wiedząc jak blisko byliśmy ze sobą. Bo to nasz pierwszy związek tak na serio.

I wtedy zaczął się blog i czytanie blogów innych osób. Zobaczyłam zupełnie inne spojrzenie na czystość przedmałżeńską a przede wszystkim bardziej zdrowe podejście do tematu, który do tej pory nazwałabym "fanatyzmem czystości za wszelką cenę z ustalaniem granic co do milimetra". Na szczęście leczę się z tego myślenia. Owszem musimy się starać, walczyć, panować nad sobą, ale ważna jest też świadomość upadku. I tego, że kiedy ten upadek nas dotknie, jest dla nas szansa. Choćbym 50 i 100 razy miała się podnosić, trzeba powracać do Niego, do kratek konfesjonału. No i oczywiście wyleczyłam się w stu procentach z myślenia, że "ten problem tylko nas dotyczy", bo w praktyce dotyczy on chyba każdego związku. Zrozumiałam też, że zjednoczenie z drugą osobą wcale nie jest czymś "ble", a wręcz przeciwnie. Jest tak piękną i wspaniałą rzeczą, że aż prosi się by czekać do ślubu:)

Nie będzie łatwo, wiem o tym. Przed nami jeszcze wiele miesięcy bez ślubowania, także walka będzie ciężka. Ale sporo mam w sobie siły i większa jest moja świadomość. Wiem, że On mnie wspiera i Jego ramiona zawsze są otwarte.

3 komentarze:

  1. To jest trudny temat, bo i u nas był na blogu poruszany. Ja podziwiam pary, które dotrzymały czystości...i wiem na czym polega ta idea i czemu ma służyć...gorzej gdy trzeba to odnieść do samego siebie. Tu się wtedy zaczynają schody. To nie jest wcale takie łatwe :) życzę wytrwałości :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, u nas taka sinusoida. Raz jestem pełna zapału, tak damy radę, od dzisiaj koniec cudowania. A po kilku dniach mówię sobie, to bezsensu, nie mam siły...
    Jeszcze w realu spotykam pary, które są mega wierzące (albo były) jeździli na PJ, etc. ale nie wytrwały i to mnie jakoś osłabia, dołuje, sama nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm czasem myślę, że lepiej nie patrzeć na innych, ale samemu wziąć się na siebie i mimo wszystko nie poddawać. Wiem, że to bardzo trudne, ale może warto? Z drugiej strony przecież są pary, którym się udało:)

      Usuń